Archiwum Polityki

Sanatorium pod szubienicą

Najnowsza powieść Małgorzaty Saramonowicz „Sanatorium” to skrzyżowanie „Weisera Dawidka” Pawła Huelle z „Szóstym zmysłem” M. Nighta Shyamalana. W 1947 r. w miasteczku gdzieś w Polsce ginie od czterech kul sadystyczny Pełnomocnik władzy ludowej. Kilka dekad później w sanatorium w Szklarskiej Porębie spotykają się dwaj mężczyźni zamieszani w tę sprawę: emerytowany sędzia śledczy, który wtedy z premedytacją aresztował niewinną osobę, oraz ówczesny wychowanek Pełnomocnika, będący dziś schorowanym mężczyzną w średnim wieku. Zagadka kryminalna sprzed lat jest tu jednak tylko pretekstem dla sugestywnej wizji upiornego miasteczka, w którym okaleczone przez wojnę dzieci bawią się na śmietnikach i rozmawiają z aniołami, a ubecy wrzucają trupy pomordowanych do studni. Wszystko to jest straszne, a zarazem równie nierzeczywiste jak w „Malowanym ptaku” Jerzego Kosińskiego.

Trudno się od tej książki oderwać, ale gdy już raz się to zrobi, niełatwo zacząć ją czytać na nowo – bo nie jest to lekka lektura i zdaje się zmierzać donikąd. Wiele scen urzeka urodą, szczególnie te z udziałem nawiedzonej siostry narratora; dobry też jest zaskakujący (choć nie dla fanów „Szóstego zmysłu”) finał. Ale czy tylko o to chodziło autorce, by napisać niezły dreszczowiec psychologiczny? Jest w tej książce jakaś niespełniona obietnica.

Małgorzata Saramonowicz, Sanatorium, Wydawnictwo W.A.B 2005, s. 216

Polityka 31.2005 (2515) z dnia 06.08.2005; Kultura; s. 54
Reklama