Archiwum Polityki

Quo vadis?

Wizyta Benedykta XVI w Kolonii kończy miodowy miesiąc nowego pontyfikatu. Papież musi teraz wyraźniej pokazać, dokąd zmierza.

W epoce przedtelewizyjnej mało komu w świeckich mediach przyszłoby do głowy bilansować pierwsze sto dni urzędującego papieża. Ale po pontyfikacie Jana Pawła II, który przypadł na okres fenomenalnego rozwoju mediów elektronicznych, a papież Wojtyła stał się jednym z głównych bohaterów, nikogo już nie dziwi, że głowę Kościoła rozlicza się jak wójta czy prezydenta z pierwszych dokonań lub ich braku. Benedykt XVI nie może się uskarżać: w większości mediów światowych następcy Jana Pawła otwarto kredyt dobrej woli, zarzucając stereotyp pancernego kardynała.

Odcięto poniekąd grubą kreską 24 lata urzędowania Ratzingera jako strażnika katolickiej doktryny od posługi papieskiej. Był wyjątek: nagłośniono list Ratzingera z marca 2003 r. do niemieckiej autorki bardzo krytycznych uwag o cyklu książek o młodziutkim czarodzieju Harrym Potterze, bożyszczu dzieci całego prawie świata. Kardynał uznał tę sagę za równie szkodliwą duchowo i moralnie jak muzyka rockowa. Ale pamiętajmy, że chodzi tu tylko o prywatną opinię, a nie sąd ex cathedra.

Teraz, kiedy papa Ratzi wyszedł z cienia i oglądają go miliony, widać, że jest człowiekiem skromnym i miłym, który nie wszedł w papieskie buty tak gładko jak Karol Wojtyła. Jeden z pracowników Watykanu powiedział „Polityce”: – Pewnego dnia kardynał Ratzinger uświadomi sobie wreszcie, iż jest papieżem. To jeszcze do niego nie dotarło, dlatego sprawia wrażenie nieco zagubionego i ciągle naśladuje Jana Pawła II.

Prosty Arcypasterz

Nie może już, jak za czasów, kiedy szefował Kongregacji Nauki Wiary, chodzić pieszo do pracy, ucinając sobie czasem pogawędkę z innymi przechodniami. Odwiedzających go szefów państw i rządów trzyma na stojąco, rozmawiając z nimi i wymieniając upominki.

Polityka 34.2005 (2518) z dnia 27.08.2005; Świat; s. 48
Reklama