Archiwum Polityki

Stare i młodsze lwy

Starsze pokolenie dyrygentów polskich wciąż jest w pełni sił. Ale nie tylko dlatego ich następcom trudniej rozwinąć skrzydła.

Na 2006 r. przypadają jubileusze wybitnych polskich dyrygentów: Agnieszki Duczmal (60 lat), Jerzego Maksymiuka (70), Jana Krenza (80). Starsze pokolenie wciąż jest w formie: od tego sezonu Kazimierz Kord (75) jest szefem muzycznym Opery Narodowej, a Jan Krenz – dyrektorem artystycznym Filharmonii Krakowskiej.

Kiedy w 2001 r. Kord opuszczał Filharmonię Narodową po dwudziestu trzech latach szefowania, czuł się już wolnym człowiekiem (dyrygent na emeryturze wciąż może być czynny, a brak związania z instytucją to tylko plus: można swobodnie wybierać miejsca i czas występów). A jednak poproszony o przyjęcie stanowiska w warszawskiej operze, zgodził się. – Jestem tu, by pilnować muzyki – podkreślał swoją misję na pierwszej konferencji prasowej w towarzystwie dwóch dyrektorów nie będących muzykami: naczelnego Sławomira Pietrasa i artystycznego Mariusza Trelińskiego. Opera zresztą zawsze była jego głównym emploi, choć kierując filharmonią zrezygnował z niej na wiele lat. Ale rok temu powrócił do teatru, by poprowadzić warszawską premierę „Damy pikowej” Czajkowskiego w reżyserii Trelińskiego – to samo dzieło, od którego rozpoczął ponad trzydzieści lat temu współpracę z operą w Monachium, a potem z nowojorską Metropolitan Opera – i poczuł się jak ryba w wodzie.

Jan Krenz także jest w pełni sił, również twórczych: powrócił do komponowania i śladem swego ulubionego Gustava Mahlera dzieli rok na pół: zimą dyryguje, latem tworzy nowe dzieła w domu nad jeziorem Śniardwy (– Do października jestem kompozytorem – żartuje). Do Filharmonii Krakowskiej został zawezwany po rozstaniu się z zespołem poprzedniego szefa Tomasza Bugaja.

Polityka 5.2006 (2540) z dnia 04.02.2006; Kultura; s. 62
Reklama