Archiwum Polityki

9 piosenek o tym samym

Granica między kinem popularnym a pornografią coraz bardziej się zaciera. Najnowszym przykładem zawłaszczania konwencji porno przez kulturę masową jest brytyjski film „9 Songs”, w którym szokujące obrazy fizycznej miłości niewiele odbiegają od tych, jakie można zobaczyć na internetowych X-stronach.

Łatwo „9 Songs” pomylić z filmem pornograficznym, ponieważ posłużono się w nim hardcorową stylistyką. Przypominający dokument 69-minutowy dramat, używający nazbyt brutalnych środków wyrazu, wygląda jak hołd złożony porno. W zamierzeniu reżysera Michaela Winterbottoma – znanego przedstawiciela europejskiego nurtu kina niezależnego („Aleja snajperów”, „Wonderland”) – „9 Songs” ma stanowić raczej wyraz jego świadomego buntu przeciwko ugrzecznionej konwencji współczesnego melodramatu, idealizującej wizerunek ludzkiej seksualności.

W przeciwieństwie do kontrowersyjnej „Pianistki” Michaela Haneke i „Intymności” Patrice’a Chereau, w „9 Songs” egzystencjalny dramat bohaterów schodzi jednak na plan dalszy. Owszem, mówi się tu o samotności, rozstaniu, raz po raz pojawiają się kadry ukazujące zatroskaną twarz człowieka przeżywającego ból po stracie kochanki, powracającego we wspomnieniach do szczęśliwych dni, które spędzili razem. Pozory melancholijnej erotyki zostają zachowane, jednak w czasie oglądania filmu odczuwa się przykry stan niepewności, znudzenia, a nawet zażenowania wywołany obrazami seksu w ilościach niespotykanych w ambitnych produkcjach. Zapominając, że „9 Songs” jest dziełem wytrawnego artysty – który trzy lata temu wygrał berliński festiwal fabularyzowanym reportażem „Na tym świecie” o afgańskich emigrantach – można mieć wątpliwości, czy aby na pewno niektóre pokazane na ekranie bulwersujące sytuacje służą budowaniu atmosfery rozłąki, przemijania. Czy może niechcący albo co gorsza w sposób zamierzony mają wywoływać podniecenie widza – co jak wiadomo jest nieodłączną cechą porno.

Widz staje się podglądaczem

Sceny pożycia kochanków zostały zrealizowane metodą Dogmy – kamerką cyfrową w jednym ciasnym wnętrzu.

Polityka 35.2005 (2519) z dnia 03.09.2005; Kultura; s. 52
Reklama