Archiwum Polityki

2 w rozumie

Wyniki tegorocznych matur z matematyki były złe. Minister patrzy w przyszłość optymistycznie, a eksperci biją na alarm, chociaż różnią się w diagnozach. Sprawa jest poważna, ponieważ w nowym roku szkolnym może zapaść decyzja, że matematykę będą zdawali obowiązkowo wszyscy maturzyści.

Już w czasie pisania matur z matematyki widać było gołym okiem, że idzie źle: mało kto opuszczał salę przed upływem wyznaczonego czasu. Tego nie było od dawna. I rzeczywiście: średni wynik (procent rozwiązanych zadań) wynosił od 28,71 w województwie zachodniopomorskim do 37,4 proc. w małopolskim, był więc najsłabszy ze wszystkich przedmiotów.

– Prawda wreszcie wyszła na jaw: nasi uczniowie byli kiepsko przygotowani do egzaminu. Dotychczas mieli komfort – mnóstwo czasu, trzy zadania do wyboru z pięciu, do tego życzliwy nauczyciel, w którego interesie jest dobry wynik ucznia. Obecnie czasu mało, zadań mnóstwo, życzliwej pomocy znikąd... – mówi prof. Krzysztof Diks z Uniwersytetu Warszawskiego, wybitny informatyk, jeden z ojców międzynarodowych sukcesów polskich studentów (patrz „Wysyp geniuszy”, POLITYKA 15).

Nie istnieją żadne badania, które wskazywałyby, że jakakolwiek nacja jest bardziej – albo mniej – uzdolniona matematycznie lub humanistycznie. Jeśli więc z jakiegoś przedmiotu wyniki nauczania są wyraźnie gorsze niż z innych, to bez żadnej wątpliwości albo nauczyciele są winni, albo chodzi o błąd systemowy, czyli winą należy obciążyć organizatorów oświaty. Albo jedno i drugie; nigdy natomiast nie jest to wina uczniów. Przyczyną tegorocznej „afery matematycznej” musi być błąd dorosłych.

Prof. Wacław Zawadowski, wybitny dydaktyk matematyki, legendarny wychowawca pokoleń świetnych nauczycieli, wskazuje pierwsze potknięcie: – Matura próbna była wyraźnie łatwiejsza od rzeczywistej; i to był oczywisty i groźny w skutkach błąd pedagogiczny. Wysłano do uczniów i nauczycieli kompletnie fałszywy sygnał.

Polityka 35.2005 (2519) z dnia 03.09.2005; Nauka; s. 76
Reklama