Dlaczego akurat świni? – krzywili się niektórzy. Toż to nie najlepiej się kojarzy. Świnia mówi się o człowieku postępującym nieetycznie, który robi świństwa, potrafi podłożyć komuś świnię. Świntuch nie tylko świntuszy, opowiada świńskie czy sprośne (od prosię?) dowcipy, ale to i brudas, niechluj, co to w domu ma chlew. O nadużywającym alkoholu mówią, że schlał się jak świnia. No więc dlaczego świni?
Bo Siedlec – bronił swego wójt Adam Cukier – to świńska gmina. 80 proc. gospodarstw żyje z hodowli i przetwórstwa wieprzowiny, na jednego statystycznego mieszkańca przypada 14 statystycznych świnek. 19 zakładów przetwórczych zatrudnia prawie tysiąc pracowników. I żeby o nas w Polsce i na świecie usłyszeli, to jeśli coś ma być, to właśnie święto świni.
Ziemia urodzaju
A tak w ogóle, to czemu się świni wstydzić? To sympatyczne zwierzę, w błocie się tapla tylko wtedy, gdy człowiek jej stworzy takie warunki. A w gminie Siedlec nikt w błocie świń nie trzyma. Przeciwnie – podłogi ogrzewane mają, chlewnie czyste, wysprzątane, wyszorowane. Bo tutejsi szanują źródło swojej pomyślności, a i zamiłowanie do porządku i czystości mają we krwi. W soboty nie tylko własne obejścia sprzątają, ale i na ulicę wychodzą z miotłą i szufelką. Ludzie tu pracą zajęci tak, że na podkładanie sobie świń nawet czasu nie mają. Bezrobocie symboliczne, dwuprocentowe, i to bardziej dlatego, że ludzie na roboty do Niemiec jeżdżą, a i paru takich jest, co to po prostu pracować nie będą, choćbyś im codziennie robotę podsuwał. Pijaństwa nie ma. – Najlepszy dowód – powiada wójt Cukier, który na dzisiejsze święto założył krawat w świnki – że na 26 miejscowości ani jednej restauracji nie ma, boby się nie utrzymała.
Działa za to 600 firm i wychodzi, że jedna na 6 mieszkańców.