Archiwum Polityki

W uścisku Katriny

Nawykła do kataklizmów i dobrze zorganizowana Ameryka od lat nieźle sobie z nimi radzi. Jednak tym razem w konfrontacji z żywiołem o wdzięcznym kobiecym imieniu system ten rozsypał się jak domek z kart.

To, co się stało nad Zatoką Meksykańską, przerosło najczarniejsze wyobrażenia. Huragan Katrina zmiótł kilka miast w stanie Missisipi, a w Nowym Orleanie spowodował powódź, która zatopiła 80 proc. miasta.

Nie wiadomo jeszcze, ilu ludzi zginęło – mówi się o tysiącach śmiertelnych ofiar. Jeżeli liczby te się potwierdzą, Katrina okaże się jedną z największych i najbardziej zabójczych klęsk żywiołowych w dziejach USA.

Z setek tysięcy uchodźców część nigdy nie zobaczy swoich domów, gdyż nawet wiele z tych, które ocalały, trzeba będzie wyburzyć. Odbudowa po zniszczeniach potrwa lata. Pomoc potężnej Ameryce zaoferowały 24 kraje, w tym wiele znacznie od niej biedniejszych.

Katrinę porównuje się z huraganem, który w 1900 r. zniszczył miasteczko Galveston w Teksasie zabijając około 8 tys. osób i z trzęsieniem ziemi w San Francisco sześć lat później, kiedy zginęło 6 tys. mieszkańców. Wtedy jednak nie było jeszcze nowoczesnych środków ostrzegania – śmiertelne żniwo w Galveston wynikło z kompletnego zaskoczenia – więc można sobie wyobrazić skalę zniszczeń po przejściu Katriny, gdyby miała za przeciwnika XIX-wieczną technikę.

Kiedy w półmilionowym Nowym Orleanie puściły wały przeciwpowodziowe, mimo wcześniejszych nakazów ewakuacji pozostawało tam jeszcze około jednej piątej mieszkańców. Władze postanowiły ich ewakuować, ale przez kilka dni nie mogły tego zrobić lądem, ponieważ miasto zostało odcięte od świata. Akcja ratunkowa z powietrza i morza ruszała opornie. Zalane ulice opanowali rabusie plądrujący sklepy i napadający na konwoje z pomocą. Policja i wojsko, zajęte ratowaniem rozbitków, nie miały czasu na obronę materialnego dobytku. Służby porządkowe były także bezsilne, ponieważ całkowicie wysiadła im łączność – nie działały nawet telefony komórkowe.

Polityka 36.2005 (2520) z dnia 10.09.2005; Społeczeństwo; s. 100
Reklama