Muniek Staszczyk, lider i wokalista zespołu T.Love, o rock’n’rollu, który ciągle jest na czasie:
Na zlecenie telewizyjnej Dwójki powstaje film o T.Love, a w październiku T.Love wchodzi do studia – nagrywamy płytę, nad którą pracowaliśmy w ostatnich miesiącach i która będzie ukoronowaniem działalności kapeli w jej obecnym, istniejącym od 15 lat składzie. Produkcją zajmę się sam i to jest mój debiut w tej roli. Zależy mi na tym, by materiał był stylistycznie i koncepcyjnie spójny. Wcześniej, jeśli chodzi produkcję, czyli czuwanie nad dźwiękami, mieliśmy trochę za dużo demokracji – każdy z chłopaków przychodził z własnym pomysłem i lepiliśmy to wszystko do kupy. Teraz ja biorę główną odpowiedzialność, do pomocy zaprosiłem jeszcze znakomitego realizatora dźwięku Leszka Kamińskiego. Roboczy tytuł „I Hate Rock’n’Roll” (nienawidzę rock’n’rolla). To oczywiście ironia, bo ja mam do rock’n’rolla gorące uczucia, podobnie jak reszta zespołu. Byliśmy i jesteśmy bandem rockowym, dlatego cieszę się, że na świecie znów jest na fali gitarowe granie, a przecież jeszcze nie tak dawno co poniektórzy krytycy ogłaszali definitywną śmierć rocka. Jeśli mój 15-letni syn słucha takiej muzyki, do czego sam go nie zmuszam, to ja w żadną śmierć rocka nie wierzę. Zresztą, starczy spojrzeć na Rolling Stonesów – rock nieźle ich konserwuje.
T.Love nie musi się jednak trzymać jakiejkolwiek ortodoksji, dlatego na nowej płycie znajdą się też kawałki w klimatach reggae i ska, będzie chyba więcej spokoju niż w dawniejszych nagraniach, może dlatego, że sam jestem spokojniejszy niż dawniej, nie chce mi się ulegać łatwemu hedonizmowi, także w muzyce. Po wydaniu płyty mamy w planach trasę koncertową, która potrwa do wiosny, potem najprawdopodobniej zespół zawiesi wspólną działalność na jakieś pół roku. Nie oznacza to końca zespołu, wbrew pogłoskom nie ogłaszamy rozpadu.