Archiwum Polityki

Ręka na stopach

Po wyborach nadal kompletnie nie wiadomo, jaki będzie program gospodarczy przyszłej, a już skłóconej, koalicji. Jeszcze kilka lat temu w takich warun-kach złoty spadłby z pieca na łeb, skarbowe obligacje potaniały, a giełda zadrżała. Dlaczego tym razem jest inaczej?

Owszem, kurs złotego waha się, ale tak jakby wyborów w ogóle nie było. Euro traci i zyskuje po 1–2 gr w takt co bardziej zaskakujących wydarzeń lub wypowiedzi. Lecz amplituda tych wahań jest niewielka. Nadto, w ciągu minionego miesiąca, w trakcie kampanii wyborczej, złoty zyskał w sumie prawie 5 proc. Warszawska giełda w dniu podania oficjalnych wyników głosowania do Sejmu i Senatu pobiła kolejny, mocno wyśrubowany już rekord notowań swojego flagowego indeksu największych spółek WIG-20. Więc też jest nietypowo.

Najprostsze wyjaśnienie powtarzają wszyscy: 16 lat budowania gospodarki rynkowej nie poszło na marne. Od półtora roku jesteśmy członkiem Unii, tempo rozwoju gospodarki pozostaje przyzwoite, inflacja jest niska, a finanse publiczne, na które najbardziej narzekamy, utrzymywane w ryzach. Wybory wygrała, co prawda, partia polityczna, która nigdy nie była ulubieńcem biznesu i świata finansów, ale, po pierwsze, nie są to ludzie o orientacji antyrynkowej, po drugie, mają partnera i jednocześnie przeciwwagę w postaci Platformy Obywatelskiej, która uchodzi za partię otwartą na świat i liberalną. Z punktu widzenia inwestorów finansowych, a także właścicieli krajowych i zagranicznych firm, w Polsce po wyborach nie stało się jeszcze nic, co mogłoby wzbudzić ich niepokój. Na razie wszyscy jednak z uwagą obserwują powyborcze tańce na politycznej scenie i czekają gotowi do reakcji. Kilka punktów jest pod szczególnym nadzorem.

Najpierw budżet

Odchodzący rząd złożył właśnie w Sejmie projekt przyszłorocznego budżetu. Wynika z niego, że w 2006 r. gospodarka powinna wzrosnąć o 4,3 proc., inflacja wyniesie 1,5 proc., a deficyt budżetowy, podobnie jak w obecnym, sięgnie 3,3 proc. Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat na premiera, nazywa go budżetem stagnacji i zapowiada duże zmiany (pod koniec roku będzie rządowa autopoprawka), ale przecież nie kwestionuje wysokich, makroekonomicznych założeń.

Polityka 40.2005 (2524) z dnia 08.10.2005; Gospodarka; s. 44
Reklama