Firmy coraz częściej intensywnie poszukują doświadczonych spawaczy, mechaników, elektryków, tokarzy. A dobrego fachowca ze świecą szukać. Z kolei bez powodzenia walczą o pracę ludzie młodzi, bez zawodu, po maturze, którzy nic konkretnego nie potrafią – mówi Agnieszka Rozwadowska, właścicielka Flex Work, agencji pracy czasowej z Bielska-Białej. Deficyt fachowców występuje wszędzie tam, gdzie burzliwie rozwija się przemysł i zaczynają zagraniczne inwestycje. Nawet ogólnopolskie agencje pośrednictwa (np. Adecco) szukają wykwalifikowanych robotników wywieszając ogłoszenia na ulicznych słupach.
Nie dla partaczy
Antoni Duda, dyrektor urzędu pracy w Opolu, zrobił listę firm, które od miesięcy daremnie czekają na spawaczy. – Niby są, ale to ludzie po kursach. A bez doświadczenia i referencji trudno o robotę – tłumaczy Duda. Większość firm branży metalowej produkuje na eksport i przedsiębiorcy, znając wysokie oczekiwania klientów w dziedzinie jakości, przyjmują tylko ludzi sprawdzonych. Takim wymagającym pracodawcą jest Ryszard Ściskała, prezes Strumetu ze Strumienia, dostawca metalowych palet dla koncernów samochodowych.
– Do tej pory zwiększałem zatrudnienie o 30 osób rocznie. Najlepsi jednak odchodzą i trudno znaleźć nowych na ich miejsce – martwi się Ściskała. Na brak fachowej siły roboczej narzekają też szefowie dużo większych firm. Jednym z nich jest prezes Bumaru Roman Baczyński: – W Łabędach od pół roku szukamy 350 pracowników różnych specjalności – od frezerów, tokarzy po inżynierów technologów i konstruktorów. Zaczyna nawet brakować ludzi do prostych prac, jak np. rozładowywania wagonów.
W całym przemyśle brakuje operatorów maszyn sterowanych numerycznie. Z deficytem ludzi o takich umiejętnościach od dłuższego czasu boryka się amerykański United Technologies, właściciel WSK Rzeszów, gdzie rusza produkcja silników do myśliwców F-16.