Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Linia ciągła zygzakiem

Charakterystyczną cechą niemieckiej polityki zagranicznej jest jej ciągłość od 1949 r. Jak będzie teraz, kiedy zmienił się nie tylko rząd, ale i świat wokół?

Dawnym Niemcom zachodnim powiedziano, że ich racją stanu jest uznanie przywódczej roli Ameryki, umacnianie Europy Zachodniej, szukanie porozumienia ze Związkiem Radzieckim (na co składała się akceptacja podziału Niemiec) i dobre partnerstwo z Trzecim Światem. Ani szwajcaryzacja, ani mania wielkości – brzmiała dewiza Republiki Federalnej, która w duchu Adenauera i Brandta mogła rozwinąć i utrzymać swą kruchą tożsamość jedynie w kooperacji z innymi. 35 lat później, po upadku muru i rozpadzie Związku Radzieckiego, wspólnota atlantycka i rozszerzona Europa pozostały wielkościami stałymi niemieckiej polityki.

Jednak zmienił się układ współrzędnych: w 1999 r. poprzez udział Bundeswehry w podjętej bez mandatu ONZ akcji w Kosowie oraz w 2001 r. poprzez pojawienie się islamskiego terroryzmu. Teraz miejsce antagonizmu Wschód–Zachód zajął amerykański unilateralizm mający wymiar imperialny. Natomiast zjednoczenie Europy, po załamaniu się konstytucji europejskiej, przedtem podejmowane z taką werwą, utknęło w miejscu. Nawet jeśli Niemcy starają się utrzymać ciągłość swej polityki, to jednak gra globalna fundamentalnie się zmieniła.

Polityka zagraniczna koalicji SPD–Zieloni nie potrafiła się z tym uporać. Głosząc, że „Niemcy są bronione również na stokach Hindukuszu” (tak powiedział minister obrony Struck), Niemcy porzucili słynną kulturę powściągliwości, nie będąc jednak – wraz z Paryżem i Moskwą – w stanie przeciwstawić amerykańskiej polityce wobec Iraku i Bliskiego Wschodu wyraźnej dyplomatycznej alternatywy. Zabiegi o stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ są z całą pewnością złudzeniem. Europejskie negocjacje z Iranem utknęły w miejscu. Misje na Bałkanach i w Afganistanie znalazły się w fazie krytycznej. A w procesie pokojowym na Bliskim Wschodzie Europa nie odgrywa żadnej roli.

Polityka 43.2005 (2527) z dnia 29.10.2005; Świat; s. 60
Reklama