Archiwum Polityki

Poeci nie umarli

W Stanach Zjednoczonych ustanowiony został federalny Miesiąc Poezji; we Francji działa Maison de la Poésie; w Niemczech liczne akademie literatury roztaczają opiekę nad poezją. A w Polsce?

Poezja zdaje się należeć do gatunków zagrożonych zagładą – obok pewnych odmian orła, sowy, rekina czy tygrysa. W Stanach Zjednoczonych, kraju, który nie bez podstaw uważa się za najbardziej liberalny i zdecentralizowany i wskutek tego najmniej zatroskany o los kultury (pomagają jej za to, bardzo skutecznie, bogate prywatne fundacje), ustanowiono nawet federalny Miesiąc Poezji. Jest nim kwiecień (a na przykład luty to Black History Month).

„April is the cruellest month” mówi T.S. Eliot w „Ziemi jałowej” (najokrutniejszym miesiącem jest kwiecień) – ale nie dotyczy to chyba poetów... W kwietniu liczba wieczorów autorskich w USA wzrasta w postępie geometrycznym, a na wystawach wszystkich prawie księgarń pojawiają się tomy poezji, bardzo zresztą starannie wydawane w ojczyźnie Whitmana. Równocześnie amerykańskie media, a zwłaszcza NPR, czyli the National Public Radio, za pomocą którego można by definiować inteligencję jako warstwę społeczną w USA (kto go słucha, należy), intensywnie i interesująco propagują poezję i poetów.

Wydział twórczego pisania

W Stanach istnieje instytucja Poety Laureata, rezydującego w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie; wśród jego zadań jest też troska o propagowanie poezji. Jednym z poetów piastujących to stanowisko był Josif Brodski, Amerykanin bardziej z paszportu niż z języka; nie żałował starań, by pomóc poezji. Udało mu się – przy pomocy pewnego młodego entuzjasty – doprowadzić do tego, że jedna z sieci hotelowych zaakceptowała jego pomysł: żeby w szufladzie hotelowego stolika nocnego obok Biblii znajdowała się też antologia poezji! Być może najbardziej jednak aktywnym do tej pory poetą laureatem był urodzony w 1940 r.

Polityka 32.2007 (2616) z dnia 11.08.2007; Kultura; s. 86
Reklama