Muszę wyjść. Nie mogę być dziś na lekcji, muszę załatwić sprawa – tłumaczy 16-letni Morshad z Bangladeszu swojej wychowawczyni Jolancie Chmielewskiej, nazywanej ciocią. Zaczyna się lekcja polskiego w warszawskim Domu Dziecka przy ul. Korotyńskiego. W grupie jest 9 nastolatków z Afryki i Azji i jedna 9-letnia dziewczynka z Litwy. We wrześniu 2005 r. dom dziecka podpisał umowę z Urzędem ds. Repatriacji i Cudzoziemców (URiC) na stworzenie u siebie grupy dla cudzoziemskich dzieci bez opieki, ubiegających się o status uchodźcy w Polsce.
Uregulowania ich sytuacji prawnej od lat domagało się Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR), co zaowocowało ustawą, która weszła w życie w 2003 r., dotyczącą udzielania ochrony cudzoziemcom. Od tej pory małoletni bez opieki czekają na wynik procedury w domu dziecka, a nie – jak to miało miejsce wcześniej – w ośrodku dla uchodźców. Wychowawcy przeszli szkolenie sponsorowane przez Europejski Fundusz Uchodźcy. Każdy z nich musi znać dwa języki obce. Zdaniem prezesa URiC Jana Węgrzyna, domy dziecka zapewniają opiekę pedagogów i psychologów, o czym nie było mowy w ośrodkach dla uchodźców.
Prawo polskie nie definiuje pojęcia uchodźcy, ale stosuje je w rozumieniu zawartym w konwencji genewskiej, ratyfikowanej przez Polskę w 1991 r. Małoletni cudzoziemcy mają prawo do bezpłatnej edukacji na poziomie przedszkolnym, szkoły podstawowej i gimnazjum na tych samych zasadach co obywatele polscy. W rzeczywistości w znacznym stopniu prawo to ogranicza bariera językowa. W rezultacie większość cudzoziemskich mieszkańców domu dziecka chodzi do szkoły tylko na lekcje polskiego, a ci, którzy mówią po angielsku, również na angielski.