Archiwum Polityki

Detonator

Pijany kierowca potrącił wychodzącego zza pekaesu nastolatka. Wszyscy oczekiwali oczywistego finału. Ale kierowca jest wolny. Sądzą chłopca, który już dwa razy usiłował popełnić samobójstwo.

Jeden z policjantów, rozmawiając z rodzicami Adama tuż po wypadku, nie krył współczucia dla pijanego kierowcy: miał chłop pecha, już był tak blisko domu, a tu dzieciak pod koła mu się wpakował.

Wieś po ludzku trochę Mirka żałowała. Wszyscy byli przekonani, że znów straci prawo jazdy, dostanie wyrok. Potem zaczęło być jednak głośno, że Mirkowi się upiecze. Zwłaszcza że dzieciakowi nic się przecież nie stało. Trochę go skotłowało i tyle.

Wypadek miał miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2006 r. Autobus z Puszczy Mariańskiej zatrzymał się na przystanku w Korabiewicach. Adam, wracający ze szkoły uczeń I klasy LO, prawdopodobnie nie rozejrzał się wychodząc zza autobusu i wpadł pod małego Fiata.

Kierujący pojazdem naruszył zasadę ograniczonego zaufania – mówi szef Prokuratury Rejonowej w Żyrardowie Bogusław Piątek. – Zachowanie pieszego mogło przyczynić się do spowodowania kolizji, ale nie może przekreślać odpowiedzialności kierowcy. A kierowca, czyli Mirosław L., wracał właśnie do domu po całonocnej imprezie. Pili z kolegą do czwartej rano. Poszło, jak zeznał później, pół litra wódki i litr owocowego wina.

Rannego nastolatka zawiózł do szpitala kierowca autobusu. Mirosław L. nie zaczekał na policję, tylko pojechał do domu, do pobliskich Karnic. Tam znaleźli go policjanci z Puszczy Mariańskiej. Alkomat wykazał 2,46 promila alkoholu; po 20 minutach wynik wzrósł jeszcze do 2,64.

Sprawa wydawała się oczywista, zwłaszcza że już raz odebrano L. prawo jazdy za jazdę rowerem po pijanemu. Jednak uparcie twierdził, że w chwili wypadku był trzeźwy, a wypił już w domu, po wypadku. – Prokurator prowadzący sprawę kierował się zasadą, że wszystkie wątpliwości interpretujemy na korzyść oskarżonego – mówi dziś prokurator rejonowy.

Polityka 26.2007 (2610) z dnia 30.06.2007; Ludzie; s. 94
Reklama