Latem w Budapeszcie jest duszno, nad Balatonem tłoczno, tu i tam – drogo. Inaczej w położonych najbliżej Polski północno-wschodnich Węgrzech, od Tokaju, przez Debreczyn, po Eger. Od bezkresnej puszty po Góry Bukowe, z termalnymi kąpieliskami, dobrym winem i z ogromną dla Polaków życzliwością.
Po śniadaniu w Krakowie lub Rzeszowie obiad będziemy jedli już na Węgrzech, najlepiej w jakiejś małej przydrożnej czardzie, czyli gospodzie. I skosztujemy z miejsca oryginalnych węgierskich potraw, które ostatnio zanikają w stolicy i nad Balatonem, gdzie dominuje już kuchnia europejska. Dawne smaki, pikantne gulasze i paprykarze ocalały na prowincji, właśnie w regionie, do którego zwiedzenia zachęcamy.
Do północno-wschodnich Węgier najlepiej dotrzeć przez Przełęcz Dukielską, Koszyce i przejścia graniczne w Hidasnémeti lub Sátoraljaújhely (s wymawiamy jako sz, y zmiękcza: Szatoraljaujhej).
Polityka
26.2007
(2610) z dnia 30.06.2007;
Półprzewodnik Polityki;
s. 104