Kto kilka lat temu postawił na branżę odnowy biologicznej, czyli SPA, raczej się nie zawiódł. Coraz więcej ludzi ma pieniądze, lubi wygodę, a zarazem lęka się o własne zdrowie, tężyznę fizyczną i sprawność. Panie wkraczają w wiek średni i z przerażeniem przyklepują zmarszczki mimiczne... Panowie oglądają zbyt wypukłe brzuchy, coraz większe łysiny. I postanawiają przeciwdziałać.
W solach, kwiatach i balsamach
Zaczęło się od kultu młodości, wiecznie uśmiechniętych i gładkich twarzy na tablicach reklamowych i presji tak zwanego lifestyle’u, czyli stylu życia. Trzeba młodo i zdrowo wyglądać, tryskać energią, aby utrzymać się w kręgu ludzi sukcesu. Polak na posadzie menedżerskiej dorobił się już domu, samochodu i objechał co bardziej popularne zakątki świata. Teraz, zgodnie ze sloganem reklamowym, może sobie powiedzieć: dbaj o siebie, bo jesteś tego wart. Podaruj sobie luksus z prawdziwego zdarzenia, z górnej półki.
I tak do całego szeregu mód dołączyła kolejna – na całoroczną turystykę w SPA. Moda ta wprawiła w ruch długi łańcuch pokarmowy – znaleźli w nim swoje miejsce znani inwestorzy, projektanci, producenci specjalistycznego sprzętu i kosmetyków. A wszystkich utrzymuje szczodry konsument, skłonny zapłacić za weekendowy pobyt w rodzimej świątyni kultu ciała tyle, ile za tygodniowe wakacje pod tropikalną palmą. W zamian za to może zażywać kąpieli w solach mineralnych, kwiatach, aromatycznych balsamach i terapeutycznych błotach, pozwalać okładać się algami, czekoladową mazią i papką z zielonej kawy, zapadać w drzemkę w pulsujących wannach i kapsułach pełnych pary, jędrnieć, szczupleć, młodnieć i pokonywać cellulitis.
Kącik, kąt albo wręcz przedsiębiorstwo rewitalizacji ciała i ducha chcą mieć dzisiaj wszyscy – właściciele hoteli, obiektów sportowo-rekreacyjnych i co zamożniejszych domów.