Archiwum Polityki

Za co teraz umierać?

Pochwalmy znaną radę wioskowego mędrca, który pomógł biedakowi gnieżdżącemu się w ciasnej chacie: wciśnij tam jeszcze kozę! Po pewnym czasie mędrzec poradził kozę wyrzucić: ulga i sukces. Taka jest w skrócie historia uzgodnionego właśnie w Lizbonie traktatu reformującego UE. Mówiono o nim jeszcze w ubiegłym stuleciu, powołano Konwent, przedsięwzięcie – pod nazwą traktatu konstytucyjnego – prawie się udało, ale Francuzi i Holendrzy odrzucili go w referendach na przełomie maja i czerwca 2005 r.

Na szczęście znaleziono boczną furtkę wyjścia z trwającego prawie 6 lat impasu. Traktat reformujący, który podlega jeszcze ratyfikacji, stanowi jednak skromniejszą wersję upadłego traktatu konstytucyjnego. Udało się nadać Unii osobowość prawną, wprowadzić decyzje większością głosów w większej liczbie spraw, wprowadzić przewodniczącego Rady Unii na 2,5 roku, zamiast co półrocznej rotacji, wspólnego przedstawiciela ds. zagranicznych, wzmocnić rolę parlamentu. O treści traktatu nie dyskutowano jednak w Polsce, bo polskim kręgom rządowym doskwierał głód sukcesu w odegraniu roli bohaterskiej. Wiadomo, że do poklasku trzeba ról tragicznych. Najpierw więc wymyślono: „Nicea albo śmierć” i udało się zebrać oklaski, chociaż Nicea została, a nikt nie umarł. Kiedy przedstawienie po cichu zeszło z afisza, bracia bliźniacy wyszli z nowym: „Pierwiastek kwadratowy albo śmierć” – i znów sukces, chociaż pierwiastka nie wprowadzono, a bracia zdrowi. Kolejne hasło w poszukiwaniu polskiej oryginalności – mechanizm z Janiny (jako patrioci używajmy tej polskiej nazwy). Oj, dostało się za brak patriotyzmu każdemu, kto wątpił, by ów postulat przyniósł Polsce jakieś korzyści.

Polityka 43.2007 (2626) z dnia 27.10.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama