1 stycznia fajerwerki rozbłysły nad nowymi członkami UE – Rumunią i Bułgarią. Reszta roku upłynęła na klejeniu europejskiej porcelany. Nauczeni porażką referendów we Francji i Holandii unijni przywódcy pod kierunkiem Niemiec uzgodnili odchudzony traktat reformujący. Podpisano go w Lizbonie 13 grudnia.
Hugo Chavez
, prezydent Wenezueli, zapowiadał u siebie budowę „socjalizmu XXI w.”, a na kontynencie wspierał lewicowe rządy. Zwalczał supremację USA i snuł wizję świata wielobiegunowego. Potknął się we własnym kraju, przegrywając 2 grudnia referendum mające utorować mu drogę do dożywotnich rządów. Optymiści mówią, że to zwycięstwo demokracji, pesymiści – że kadencja Chaveza kończy się dopiero za 4 lata.
Minął piąty rok wojny w Iraku. Amerykanie ugrzęźli tam na dobre, pozostali alianci wspominają o odwrocie. Brytyjczycy, największy sojusznik USA na Bliskim Wschodzie, oddali kontrolę nad Basrą i redukują kontyngent, niebawem wycofają się Polacy. Tymczasem nad Eufratem jest spokojniej – comiesięczna statystyka ofiar zamachów spadła z 2000 (grudzień 2006 r.) do 250 rok później.
Prezydent Pakistanu ogłosił 3 listopada stan wyjątkowy i zawiesił konstytucję. Zachód uważnie przygląda się poczynaniom Perveza Musharrafa – Pakistan jest w konflikcie z Indiami, graniczy z Afganistanem i dysponuje bronią atomową. Jak dotąd wszystko idzie po myśli Zachodu: generał Musharraf zdjął mundur, zniósł stan wyjątkowy, a na styczeń zapowiedział wybory parlamentarne.
Skończyła się sześcioletnia hossa na światowych giełdach. Spowolnienie wywołał kryzys na rynku kredytów hipotecznych – wielkie banki tracą miliardy, a kryzys przenosi się już na inne gałęzie gospodarki.