Archiwum Polityki

Prawie kino

Co środę w szkolnej bibliotece gaśnie światło i rozpoczyna się seans. Na widowni zasiadają same niewidome i niedowidzące dzieci z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego we Wrocławiu.

Widzowie wysocy oraz niewidzący zajmują miejsca z tyłu sali. Przyprowadzają ich lepiej zorientowani w przestrzeni koledzy – delikatnie ujmują pod łokieć, dotykają ramienia. Bliżej ekranu siadają maluchy z podstawówki, okularnicy o grubych szkłach i ci, którzy patrzą pod dziwnymi kątami. Odwracają twarze profilem do filmu, oglądać będą kącikami oczu, bo tak im wygodniej. Zaznacza się hierarchia wad wzroku, niby zwykły gwar przed pierwszymi napisami, kiedy ludzie krążą po kinie, szukając swoich foteli. – Młody, jak nie widzisz, to idź do tyłu – poucza się chłopaka, o którym wiadomo, że nie reaguje nawet na światło. – Widzę – stawia się Młody. – Ta? To ile palców ci pokazuję? – sprawdzają okularnicy, którzy mają ochotę na jego miejsce. – Dwa – wypala bez namysłu i akurat trafia. – Ej, on widzi! – dziwią się i idą szukać krzeseł w głębi sali. Młody wygrał, chociaż do kina szedł z wyciągniętymi przed siebie rękami. Torebka chipsów stukała o ściany.

Dzisiejszy film to „Noc w muzeum”, w roli głównej Ben Stiller. Zbyszek Kowerczyk, wychowawca, mówi widzom Dyskusyjnego Klubu Filmowego, że naprawdę w Nowym Jorku istnieje Muzeum Historii Naturalnej. Ben dostaje tam posadę stróża nocnego i spotykają go niewiarygodne przypadki. – Ale czy to wszystko prawda, sami ocenicie – mówi i uruchamia projektor.

Zbyszek

Jak masz na imię i co robisz w życiu? – w amerykańskich filmach ludzie zawsze o to pytają na imprezach. Ten podpatrzony zwyczaj już dotarł do Polski. Puszczam niewidomym dzieciakom filmy, a potem o nich gadamy mówił niedawno Zbyszek na imprezie we Wrocławiu.

Polityka 51.2007 (2634) z dnia 22.12.2007; Ludzie; s. 148
Reklama