"Ubezpieczyłem się przed wyjazdem na urlop za granicę. Kiedy jednak dostałem tam zawału, ubezpieczyciel odmówił mi zwrotu ogromnych kosztów leczenia szpitalnego". Afera? Po zbadaniu skargi przez rzecznika praw ubezpieczonych zwykle okazuje się, że nie. Po prostu zła polisa. Nie wystarczy się ubezpieczyć, trzeba zrobić to dobrze.
Wyjeżdżając na zagraniczne wakacje najpierw szukamy biura podróży, które proponuje nam, oprócz oferty, także atrakcyjną cenę. Chcemy jak najwięcej wiedzieć o okolicy i hotelu, w którym zamieszkamy. Bywalcy upewnią się, czy umowa na pewno mówi o pokoju z klimatyzacją. Ostrożni, zwłaszcza po aferze z Alpiną, starają się też dowiedzieć czegoś o kondycji finansowej firmy, która organizuje wyjazd. Najmniej uwagi, jeśli w ogóle, poświęcamy własnej polisie ubezpieczającej nas od kosztów ewentualnego leczenia i następstw nieszczęśliwych wypadków. Przeważnie zadowalamy się stwierdzeniem, że ubezpieczyło nas biuro podróży. Od czego naprawdę? O tym dowiadujemy się zwykle wtedy, gdy już jest za późno.
Winne są wszystkie trzy zainteresowane strony. Wyjeżdżający, który "nie ma głowy" do dokładnego przestudiowania ogólnych warunków ubezpieczenia, zanim zdecyduje się na wykupienie polisy. Firma ubezpieczeniowa, która często formułuje te warunki w sposób niejasny i niezrozumiały, co powoduje, że klient nie dostrzega czyhających nań pułapek. I wreszcie agent, któremu nie zawsze zależy na rzetelnym poinformowaniu klienta o wszystkim, gdyż wtedy być może - ten poszedłby do konkurencji albo w ogóle zrezygnował z polisy lub wyjazdu. Dlatego dochodzi do dramatów (jak ten opisany w liście obok), a nawet tragedii, gdy choremu odmawia się udzielenia pomocy. Może nam się to zdarzyć na przykład w Stanach Zjednoczonych, jeśli nie mamy karty kredytowej lub polisy firmy ubezpieczeniowej, która jest tam znana. Ostatnią deską ratunku jest wtedy konsulat lub ambasada polska.
Przymierzyć polisę
Kiedy udajemy się do sklepu po buty lub spodnie, oczywiste jest, że najpierw je przymierzamy.