Władysław Bartoszewski i Marek Edelman dołączyli w minionym tygodniu do długiej listy autorytetów domagających się zwolnienia z aresztu łódzkiego lekarza Włodzimierza S.
Wedle prokuratury miał on i inni lekarze – jako dyrektorzy szpitali bądź urzędnicy NFZ – przyjmować łapówki od przedstawicieli firm medycznych. ABW, która przez ponad rok prowadziła śledztwo w tej sprawie, twierdzi, że w zamian ustawiali przetargi na świadczenie usług laboratoryjnych oraz dostawy sprzętu i odczynników.
Zarzuty postawiono łącznie 28 osobom, z których początkowo aż 20 trafiło do aresztu. W przypadku dr. Włodzimierza S. żadne poręczenia jak dotąd prokuratury jednak nie przekonały – a wnioski o zmianę stosowanego wobec niego środka zapobiegawczego złożyło już kilku profesorów medycyny, kilkudziesięciu lekarzy ze szpitali, w których pracował, oraz Okręgowa Izba Lekarska.
Prokurator Wojciech Górski z Prokuratury Krajowej, poproszony o komentarz, zażądał pytań na piśmie. Do chwili zamknięcia numeru „Polityki” nie odpowiedział, jak tłumaczyć fakt, że do zatrzymań doszło dopiero jesienią br., skoro zarzuty obejmują okres maj 2005 – lipiec 2006; jakie są powody zastosowania wobec niektórych podejrzanych najsurowszego środka zapobiegawczego, podczas gdy pozostałych zwolniono; czym, na przykład, prokuratura uzasadnia przetrzymywanie za kratami dr. S., skoro – jak potwierdziła mediom – częściowo przyznał się on do winy, a na dodatek osoby o niekwestionowanym społecznym zaufaniu ręczą, że nie będzie mataczył w śledztwie? Naczelnik Górski nie odbierał też telefonów. KB