Archiwum Polityki

Odbijany

Polityczne wojny toczą się nie tylko o PZU, ale o wszystkie firmy ubezpieczeniowe, w których udziały ma państwo. Po każdych wyborach nowa ekipa wkracza do gry w odbijanego.

Prawica traktuje ubezpieczenia jak okopy lewicy. O tyle jest to prawda, że to ludzie kojarzeni z lewą stroną zakładali w czasach rządów SLD-PSL firmy, które jako jedyne polskie podmioty do tej pory funkcjonują na rynku.

Krzysztof Jarmuszczak i Roman Fulneczek kiedyś kierowali PZU. Taki gigant sam także musi się ubezpieczyć. Gdyby bowiem zdarzyła się jakaś klęska żywiołowa, choćby większa powódź, nie starczy mu pieniędzy na odszkodowania.

Ubezpieczanie ubezpieczyciela nazywa się w branży reasekuracją. PZU reasekurowało się za granicą płacąc za to wielkie pieniądze. To m.in. było powodem jego chronicznie złej sytuacji finansowej – w 1997 r. groził mu nawet zarząd komisaryczny. Te wypływające z kraju pieniądze irytowały polityków, często pomstowała na to w Sejmie lewicowa posłanka Izabella Sierakowska. Irytacja polityków stała się podwaliną dobrego biznesu.

Starzy ubezpieczeniowi wyjadacze – Jarmuszczak i Fulneczek – zdawali sobie sprawę, że ten, kto pierwszy wejdzie w nieistniejącą wtedy w Polsce branżę reasekuracyjną, zyska szansę na zarobienie fortuny. Żeby to zrobić, prócz znajomości branży, trzeba też było mieć pieniądze. Kapitał, jakim dysponują banki czy inne instytucje finansowe, a nie taki, jaki zaoszczędzić można z pensji prezesa, choćby i PZU.

Dzisiaj nikt już nie pamięta, kto wymyślił patent na Polkomtel czy Telewizję Familijną, ale po raz pierwszy zastosowano go właśnie w ubezpieczeniach.

Ojcem chrzestnym powołania polskiej firmy reasekuracyjnej był Krzysztof Kalicki, wiceminister finansów w pierwszym rządzie SLD–PSL – pamięta Roman Fulneczek, który w tym czasie kierował PZU. Na kapitał założycielski złożyły się największe przedsiębiorstwa państwowe: PZU SA, PZU Życie, KGHM, Banku Handlowego, a także finansowy wkład Skarbu Państwa.

Polityka 48.2007 (2631) z dnia 01.12.2007; Rynek; s. 58
Reklama