Bóg tak chce! – taki okrzyk wzniósł 27 listopada 1095 r. na synodzie w Clermont papież Urban II. Takie też było główne hasło wszystkich wypraw krzyżowych w celu oswobodzenia Ziemi Świętej, Jerozolimy, obrony Grobu Pańskiego i zwalczania pogan.
Odzew rycerstwa europejskiego był zgodny z oczekiwaniami. Przyczyniły się do tego w niemałym stopniu obietnice odpuszczenia wszystkich ziemskich grzechów, łącznie ze śmiertelnymi, zarazem uzyskania szczęśliwości w życiu pozagrobowym. W życiu doczesnym spodziewać się można było sławy oraz bogactwa i powszechnego uznania. Dla młodszych synów rycerskich rodów była to życiowa okazja do zrobienia kariery. Ruszyli zatem rycerze do walki zbrojnej z poganami. Nazwano ich krzyżowcami – od krzyża, który był im drogowskazem w tej wojnie.
Kroniki nie odnotowują, by ktoś z Polski uczestniczył w pierwszej wyprawie.
Wieści z synodu albo trafić musiały tu z wyraźnym opóźnieniem, albo też czekano na pierwsze efekty krucjaty. Chrześcijaństwo nie było jeszcze tak ugruntowane jak na zachodzie Europy. Kościół na ziemiach polskich jeszcze nie uporał się do końca z dawnymi wierzeniami. Miał w pamięci nie tak dawne próby restytucji pogaństwa. Być może dlatego z pierwszą krucjatą, w odróżnieniu od sąsiedniego królestwa czeskiego, nie zabrał się nie tylko żaden polski hufiec, ale nawet pojedynczy rycerz. Za to w drugiej krucjacie uczestniczył razem z krzyżowcami francuskimi i niemieckimi „zbrojny oddział Lechitów”, co jest udokumentowane przez kronikarza Jana Kinnamosa (Joanisa Cinnami). Wszystko wskazuje na to, że dowodził nimi książę Władysław II Wygnaniec.
Władysław II, pierwszy senior z nadania Bolesława Krzywoustego, próbował po objęciu władzy złamać ojcowski testament i zbrojnie scalić państwo rozbite na dzielnice.