Władze w Lublanie uznały, że ma to być półrocze sukcesu i zadowolenia, a nie ograniczeń i udręki dla społeczeństwa. Zrobiono wszystko, żeby uniknąć zamieszania. Już na początku grudnia otwarto nowoczesne centrum konferencyjne Byrdo, oddalone 20 km od stolicy. Obok hotele i restauracje, a wszystko w pięknym otoczeniu. Teren wybrano nieprzypadkowo, po sąsiedzku miał rezydencję prezydent Tito, a wcześniej jugosłowiańska dynastia Karadziordziewiczów. Fakt ten zresztą podkreśla się tu z sentymentem: skupen ocze – czyli wspólny ojciec Tito nie jest postacią, od której by się odcinano.
Żeby dotrzeć do Byrdo, europejscy goście nie będą musieli przedzierać się przez centrum, blokując stolicę. Z lotniska to zaledwie kilka kilometrów. Władze bardzo dbają, by nie narazić mieszkańców Lublany na stanie w korkach, nawet przy okazji tak niecodziennej jak objęcie przewodnictwa Unii. Za rok będą w Słowenii wybory parlamentarne, a prawicowy rząd Janeza Janšy i tak nie ma dobrych notowań.
Prymusi
Centrum konferencyjne kosztowało budżet 15 mln euro. Wypadło drożej, niż planowano, i rząd musiał się tłumaczyć z rozrzutności. Udana prezydencja miałaby poprawić notowania rządu i prawicowej koalicji. Słoweńcy są prymusami w regionie. Nie czekając na pieniądze z Brukseli, jeszcze przed akcesją zbudowali sieć autostrad. Całkiem własnymi siłami, uważając, że budowa dróg napędza gospodarkę i pomaga przezwyciężyć bezrobocie. Pierwszy etap zakończył się w 2007 r., kolejny potrwa do 2023 r., dokończona zostanie autostrada z Mariboru nad morze, do Kopru i Portoroża oraz połączenie z Węgrami. Już dziś 130 km z Lublany nad Adriatyk jedzie się godzinę, można wyskoczyć na weekend, a nawet na popołudnie. Tam jest zielono i śródziemnomorsko, a tu są Alpy Julijskie, z centrum stolicy widać jak na dłoni Triglav, magiczny szczyt, którego obrys trafił na słoweńską flagę.