Weronika sprzed półtora roku: studiuje kulturoznawstwo na UW, czyta Bohumila Hrabala i Jachyma Topola, lubi czeskie kino. Praga fascynuje ją od czasów liceum. O Czechach ma sielskie wyobrażenie: wiodą dobre, spokojne życie i cieszą się drobiazgami.
Michał sprzed półtora roku: studiuje architekturę na Politechnice Warszawskiej, wybrał Mediolan. Wcześniej podróżował po Włoszech z rodzicami. Ciągnie go do słońca i żywiołowych ludzi. A na uczelni spodziewa się nowych inspiracji architektonicznych.
Weronika i Michał dziś: mają już za sobą erazmusowy epizod. Wzięli udział w najpopularniejszym w Unii Europejskiej programie wymiany studenckiej, nazwanym tak ku czci Erazma z Rotterdamu, teologa holenderskiego, żyjącego na przełomie XV i XVI w. Erazm napisał kiedyś: „Pragnę być obywatelem świata należącym do wszystkich lub raczej wszystkim obcym”.
Od 1987 r. program ma promować mobilność studentów i kształtować w nich europejską tożsamość. Polacy jeżdżą od 1998 r. Wyjechać jest coraz łatwiej – średnia 4,0 z ocen powinna wystarczyć. Poważniejszym problemem są pieniądze: według badań przeprowadzonych przez Komisję Europejską połowa studentów z krajów uczestniczących w programie wskazała trudności finansowe jako poważną przeszkodę na drodze do wyjazdu. W założeniu stypendium (waha się od 200 do 400 euro na miesiąc) ma tylko wyrównać koszty pobytu za granicą w stosunku do cen w kraju ojczystym. – Wyjeżdżają głównie ci, którzy mają wsparcie finansowe od rodziny – potwierdza Sylwia Salamon, kierownik Biura Współpracy z Zagranicą UW.
Jak to zatem jest pobyć tym erazmusem, jak w studenckim żargonie nazywa się uczestnika wymiany?
1
Mieszkasz
Docierasz na miejsce, musisz gdzieś zamieszkać. Jeśli wcześniej to załatwiłeś, lądujesz w akademiku.