Archiwum Polityki

Bajka o złym Internecie

W czasach, gdy Internet staje się jednym z podstawowych narzędzi komunikacji międzyludzkiej, gdy o obecność w sieci zabiegają wszystkie właściwie grupy społeczne (łącznie z przeciwnikami komputerów), modna staje się internetowa kontestacja. Często padają zarzuty, że Internet „odczłowiecza istotę ludzką”, że jest nową formą totalitaryzmu, generalnie – że niesie z sobą o wiele więcej zagrożeń niż korzyści. Przykładem takiego właśnie myślenia jest artykuł Marka Oramusa pt. „Mózg w malinach” (POLITYKA 18).

Internet według Marka Oramusa to po pierwsze bożek końca XX wieku, który swych wyznawców traktuje jak koloniści Murzynów. Porównanie sieci cybernetycznej do bożka jest – trzeba przyznać – dość efektowne, tyle że niestety mało mówiące. Trudno sobie wyobrazić, aby nawet w traktującym technologię z wielkim namaszczeniem społeczeństwie amerykańskim ktoś modlił się do twardego dysku i światłowodu. Owszem, niejedna religijna sekta upodobała sobie Internet jako narzędzie misyjne, ale to świadczy tylko i wyłącznie o skuteczności funkcjonowania sieci.

Kolejny zarzut (już nie tylko M. Oramusa, ale środowisk naukowych!) polega na tym, że Internet zawłaszczyło pospólstwo, przez co sieć aż dusi się od „informacyjnego smogu”. Cytowany przez autora prof. Ryszard Tadeusiak, rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, ubolewa, iż internetowa mgła informacyjna „oślepia, dusi, utrudnia orientację, pozbawia szans dotarcia bezpiecznie do spokojnego portu rzetelnej wiedzy”.

Pomińmy zarzut, iż Internet został zawłaszczony przez pospólstwo. Niech bronią się przed nim tysiące uniwersytetów, akademii, instytutów naukowych, redakcji, wydawnictw – bo to one w znacznej mierze zawłaszczyły Internet. Jak tu jednak nie współczuć osobom (rozumiemy, że fachowcom), które nie potrafią odnaleźć w Internecie interesujących ich informacji i dryfują we mgle „nie mogąc bezpiecznie dotrzeć do spokojnego portu rzetelnej wiedzy”.

Okazuje się przy tym, że Internet to nie tylko zamglone morze, ale również – a może przede wszystkim – śmietnik, wysypisko bezużytecznej informacji. Tak pisze Marek Oramus, skromnie zastrzegając, że nie jest to jego oryginalna opinia. I dalej z pogardą przygląda się niezliczonym rzeszom ogłupiałego pospólstwa, co w tym śmietniku grzebie.

Polityka 21.2000 (2246) z dnia 20.05.2000; Społeczeństwo; s. 90
Reklama