Przed pół wiekiem Libia była najbiedniejszym krajem w Afryce, a i w światowym rankingu biedy znalazłaby się w ścisłej czołówce. A potem przyszedł cud. Okazało się, że Libia ma największe na świecie złoża ropy naftowej i towarzyszącego jej gazu ziemnego. Wedle dzisiejszej wiedzy starczy tej ropy jeszcze na sto lat, a zapewne i na więcej, bo nie wszystkie złoża są jeszcze rozpoznane.
Statystycznie dochód narodowy na 1 mieszkańca wynosi ok. 6 tys. dolarów, co nie oznacza jednak, że przeciętny Libijczyk dostaje choćby jedną trzecią tej sumy. Pensje są niskie (100–200 dolarów), ale koszty utrzymania również. Podstawowe produkty żywnościowe (chleb, ryż, kasza, mleko, cukier, olej) kosztują grosze, bo są dotowane przez państwo. Służba zdrowia jest bezpłatna (również lekarstwa), podobnie szkoły. Benzyna jest bajecznie tania, a posiadanie samochodu zjawiskiem powszechnym. Zamożni jeżdżą najnowszymi modelami, biedniejsi rozpadającymi się gratami, bo nie wydaje się, by stan techniczny pojazdów interesował policję.
Muammar Kadafi miał 27 lat i był kapitanem, gdy stanął na czele spisku, który 1 września 1969 r. obalił przebywającego na kuracji za granicą chorowitego króla Idrisa. Od tego czasu występuje jako pułkownik, co świadczy o jego wstrzemięźliwości w dziedzinie stopni wojskowych, bo nikogo by w Afryce nie zdziwiło, gdyby mianował się marszałkiem lub generalissimusem. Prawdziwa pycha wyraża się jednak skromnością. Przywódca występuje często w mundurze, ale najlepiej czuje się w malowniczych szatach nawiązujących do arabskich strojów plemiennych. Jego wizerunki widać wszędzie: w urzędach, na ulicach, w muzeach i sklepach. Są to zawsze obrazy, a nie sztampowe reprodukcje, co świadczy, że plastycy potrafili zadbać o swoje interesy.
Zrozumienie libijskiego systemu jest trudne, bo trzeba dobrze orientować się w skomplikowanej siatce więzów plemiennych, zawodowych, życiorysowych i wreszcie towarzyskich.