Przestarzałe i skomplikowane systemy podatkowe w Europie od dawna wymagały gruntownego sprzątania. Ułatwia je najlepsza od 10 lat koniunktura i kryteria z Maastricht. Po raz pierwszy Unia ma widoki na wzrost produktu krajowego brutto przez następne kilka lat, średnio o 2,5 proc. rocznie. Poza tym stopień integracji, zwłaszcza w strefie euro, zmusza rządy do poważnego liczenia się z tym, że znajdują się w jednolitej przestrzeni gospodarczej. Narodowe systemy podatkowe zaczynają bezpośrednio ze sobą konkurować. Trzeba uważać na to, co robią sąsiedzi, żeby nasz własny system podatkowy w konfrontacji z innymi nie okazał się przeszkodą w rozwoju.
Piękno prostoty
Te systemy bardzo różnią się od siebie i unijni eksperci są zgodni, że różnice jeszcze długo się utrzymają. Pomysły ujednolicenia podatków bezpośrednich odłożono na górną półkę (a i z pośrednim VAT oraz akcyzą też są ogromne kłopoty). Każdy więc na swój sposób próbuje unowocześnić systemy podatków od osób fizycznych i przedsiębiorstw. – Wszędzie idzie to w kierunku uproszczeń, większej przejrzystości, niższych stawek i likwidacji różnych ulg i zwolnień – podkreśla Luc Bernard, profesor ekonomii międzynarodowej z belgijskiego Katolickiego Uniwersytetu w Louvain-la-Neuve. Dzięki temu łatwiej uniknąć oszustw, system staje się sprawiedliwszy społecznie i efektywniejszy gospodarczo. Prawda, że odbywa się to bardzo powoli, w wyniku żmudnych kompromisów, ale za to bez większych wstrząsów i konfliktów społecznych. Profesor Bernard uważa, że w wielu krajach ułatwia to udział w rządach socjalistów i socjaldemokratów, choć równie dobrze radzi sobie z tym rządząca w Hiszpanii konserwatywno-chadecka Partia Ludowa José Marii Aznara.
Ale na ogół w Unii to lewica wciąż cieszy się większym zaufaniem kluczowych związków zawodowych – twierdzi profesor Bernard.