– Od bawienia towarzystwa dowcipami śmieszniejsze może być tylko powstrzymanie się od ich opowiadania – powiada znana aktorka Alina Janowska. Pierwszy Festiwal Dobrego Humoru w Gdańsku (konkursowy przegląd wyprodukowanej w ciągu ostatnich dwóch lat polskiej rozrywkowej twórczości telewizyjnej oraz filmów komediowych) napakowany był jednak żartami jak kufer przedwojennej primadonny.
10 minut śmiechu
Jak obliczyli nieocenieni amerykańscy uczeni, obecnie w cywilizowanych społeczeństwach aż 33 proc. ludzi śmieje się krócej niż 5 minut dziennie, a średnia wynosi około 10 minut. Tymczasem przed wojną zwykły człowiek śmiał się przeciętnie 19 minut w ciągu dnia, czyli prawie dwa razy dłużej. Jest to wynik zdumiewający, bo telewizja istniała wówczas w formie embrionalnej, powstaje więc pytanie, z czego mianowicie śmiała się ówczesna ludność, pozbawiona przecież małoekranowej rozrywki. Z drugiej zaś strony dzisiejszy telewidz mógłby przy odpowiednim ułożeniu repertuaru ryczeć ze śmiechu co najmniej cały dzień, a wychodzi mu zaledwie kilka minut mizernego chichotu. Dobre i to – twierdzi twórca terapii śmiechem Norman Cousins, gdyż i taka dawka ma właściwości znieczulające. I nie chodzi tu tylko o bóle fizyczne, ale także stres, chandrę i ogólne dolegliwości życia codziennego.
Terapia śmiechem w wykonaniu naszych fachowców od telewizyjnej rozrywki nie przypomina kunsztownych zabiegów medycznych, są to w dużej części praktyki znachorskie.
Ulubieniec publiczności Marcin Daniec ma w swoim repertuarze wielki monolog, w którym co drugim słowem „kurna” bawi publikę do łez. Daniec ma zresztą specyficzny kontakt z widownią. Właściwie często zwraca się do niej niemal obraźliwie, odzywki w rodzaju „te, blondyna” albo „co wy tam wiecie” są na porządku dziennym.