Archiwum Polityki

Powszechny Zakład Ubezwłasnowolnionych

Proces prywatyzacji majątku narodowego od lat jest przedmiotem uzasadnionej krytyki. To co się jednak dzieje przy okazji zmian własnościowych w największej polskiej firmie ubezpieczeniowej PZU, bije wszelkie rekordy woluntaryzmu, niekompetencji i prywaty. Od kilku miesięcy właściciele firmy nie potrafią wybrać przewodniczącego rady nadzorczej, prezes zarządu utracił zaufanie głównego akcjonariusza – Skarbu Państwa, walka o kontrolę nad spółką-córką, czyli PZU Życie, powoli zamienia się w żenującą farsę, w której padają obraźliwe epitety i oskarżenia o mafijność, w gabinetach montuje się podsłuchy, a sytuację kontrolują jedynie ochroniarze.

Wszystko dlatego, że przed kilkunastoma miesiącami Skarb Państwa w oficjalnej umowie odstąpił spółkom Eureko i Big Bank Gdański 30 proc. akcji i dokładnie połowę realnej władzy, co w gospodarce prawie zawsze musi prowadzić do klinczu. Ale podpisane umowy są święte i nie można ich bezkarnie naruszać. Zapewne warto, aby ten zdumiewający kontrakt jeszcze raz został poddany wnikliwej fachowej kontroli. Jeżeli zostały popełnione ciężkie błędy, trzeba znaleźć winnych. To jednak nie daje odpowiedzi – co dalej z PZU? Próba renegocjacji kontraktu, o czym mówią teraz przedstawiciele Skarbu, jest chyba z góry skazana na niepowodzenie. Nie przysporzy też nam w świecie dobrej reklamy. Skarb Państwa albo powinien dogadać się z udziałowcami PZU, albo jeśli chce iść na wyniszczającą wojnę, powinien publicznie wyjaśnić jej motywy i konsekwencje. W tej sprawie tyle już było krętactw, że kolejne niejasne zakulisowe przepychanki dramatycznie rujnują reputację polskiego rządu. Ministerstwo Skarbu Państwa musi wyjaśnić, o co tu chodzi. Wizerunek PZU został już jednak tak nadwerężony, że trudno go będzie jeszcze bardziej zepsuć. Choć pewnie podjęte zostaną takie próby.

Polityka 47.2000 (2272) z dnia 18.11.2000; Komentarze; s. 13
Reklama