Archiwum Polityki

Bomba tyka

Kiedy 13 marca indeks Dow Jones (średnie ceny akcji największych amerykańskich firm) spadł poniżej 10 tys. punktów, a co gorsza wskaź-nik giełdy wysokiej techniki NASDAQ stracił jeszcze bardziej – wydawało się, że do czarnej kolekcji pechowych poniedziałków (1929, 1987, 1997, 2000) przybył jeszcze jeden. W piątek wiadomości o kolejnym finansowym końcu świata zeszły z pierwszych stron gazet, ale w sobotę wróciły.

Przyczyna kryzysu jest za każdym razem inna, ale natura zawsze taka sama. W kapitalizmie o wartości decydują nie koszty wytworzenia, zbudowania, wyhodowania – tylko cena, jaką jeden skłonny jest zapłacić, a drugi sprzedać. Kiedy rośnie optymizm inwestorów, rosną też ceny akcji, każdy spodziewa się, że jeśli kupi za 100, to sprzeda za 110, ten z kolei, że sprzeda za 120.

W pewnym momencie napęczniały balon pęka. Kto kupił za 100, sprzedaje za 90, bo obawia się, że jutro będzie musiał sprzedać za 80. Ceny na giełdzie mogłyby tak spadać aż do zera, ale oto po fali odpływu nadchodzi przypływ, po panice – refleksja: jeżeli można kupić akcje wielkiej i silnej, albo małej ale obiecującej firmy za połowę jej niedawnej ceny, to może warto zaryzykować? Przecież niemożliwe, żeby wszystko poszło na dno, przecież ludzie nie przestaną kupować chleba i sera, butów i ubrań, samochodów i pralek, domów i biletów lotniczych!

Tak oto nieustający mecz pesymistów z optymistami nakręca giełdowy mechanizm i pokonuje cykliczne zachwiania koniunktury. Istotnie, chociaż jedni tracili, to inni zyskiwali, ku rozczarowaniu trockistowskiej młodzieży kapitalizm nie umierał, a wprost przeciwnie – z każdego kolejnego kryzysu wychodził jakby wzmocniony, bo wiedział coraz lepiej, jak wyhamować impet bessy.

Manipulując dopływem pieniądza i zwiększając popyt można, przynajmniej na krótką metę, rozbroić tykającą bombę. Ale wnikliwi obserwatorzy wskazują na czynnik, którego Keynes nie brał pod uwagę: dzięki postępom medycyny życie człowieka jest coraz dłuższe, a dzięki postępom technologii czas pracy jest coraz krótszy. Zatem zmieni się struktura społeczna: mniej ludzi w wieku produkcyjnym będzie pracować na więcej seniorów, których składki, gromadzone przez całe życie i lokowane w funduszach emerytalnych, stanowią ogromną część kapitałów operujących na giełdach.

Polityka 12.2001 (2290) z dnia 24.03.2001; Wydarzenia; s. 15
Reklama