Archiwum Polityki

Potęga spisku

Wszechpotężne siły Zła raz po raz próbują zawładnąć światem. Do walki z wszechświatowym sprzysiężeniem staje kolejny samotny bohater. Zmarły właśnie Robert Ludlum przez 30 lat opowiadał czytelnikom tę samą historię, a czynił to z ogromnym powodzeniem: jego książki sprzedały się w nakładzie ponad 220 mln w 40 krajach. Także w Polsce, gdzie czytelniczym przebojem jest właśnie ostatnia powieść amerykańskiego pisarza – „Klątwa Prometeusza”.

Najnowszy bestseller Ludluma daje dobre wyobrażenie o jego twórczości. Oto Nicholas Bryson, superagent amerykańskich służb tajnych (tak tajnych, że o ich istnieniu nie wie ani amerykański rząd, ani inne służby tajne) po 15 latach zostaje zwolniony. Jak to bywa w takich przypadkach, otrzymuje nową biografię i posadę nauczyciela w prestiżowym college’u. Po pięciu latach prowadzącego spokojny żywot akademika odwiedza ważna osobistość z CIA i wyjawia prawdę. Okazuje się, że Dyrektoriat, dla którego pracował, nie tylko nie zbawiał świata i nie gasił konfliktów w zapalnych częściach świata, ale wręcz przeciwnie: był efektem genialnego planu ułożonego przez geniuszy z KGB. Sęk w tym, że zimna wojna się skończyła, a Dyrektoriat zbiera się do ataku. Kto nim teraz rządzi i czego chce? Tego dowiedzieć się ma właśnie Bryson, którego cała heroiczna przeszłość w jednej chwili okazała się wielką ułudą.

A dalej, jak to u Ludluma. Zawrotne tempo, pościgi, zasadzki, konspiracja, dekonspiracja, infiltracja. Raz jesteśmy wśród pątników w Santiago de Compostela, raz w Waszyngtonie, a za chwilę w zamku pod Paryżem. Z chaotycznych strzępków informacji Brysonowi powoli układa się obraz misternego spisku, w który zamieszani są możni tego świata: politycy i finansjera.

Imperium Zła

No właśnie, w „Klątwie Prometeusza” mamy te wszystkie motywy i schematy, jakimi Ludlum uwodził czytelników przez trzy dekady. Nie przypadkiem mówi się, że przyjemność lektury dobrego kryminału wynika nie tyle z niespodzianek, którymi jesteśmy co chwila zaskakiwani, ile z tego, że wiemy, co się za moment zdarzy. Czytelnik po prostu wie, czego może się spodziewać po ulubionym autorze i teraz cała sztuka polega na tym, by ten spłacił zaciągnięty kredyt zaufania.

Polityka 12.2001 (2290) z dnia 24.03.2001; Kultura; s. 50
Reklama