Wielu Niemców nie kryje dumy ze swych dzielnych korpusów oficerskich bez względu na dowody, że Wehrmacht brał udział w Holocauście. Jedyne zarzuty stawiane generałom (nie licząc ewidentnych zbrodniarzy wojennych, takich jak np. generał Keitel powieszony w Norymberdze), to ich ślepe posłuszeństwo wobec przełożonych i uległość wobec führera. Jednakże korespondencja pomiędzy generałami i Kancelarią Rzeszy stanowi przytłaczający dowód, że wysocy oficerowie niemieccy byli nierzadko motywowani raczej chciwością niż pruskim kodeksem honoru. Historyk Gerd R. Ueberschär i Winfred Vogel – emerytowany generał, napisali książkę pt. „Dienen und Verdienen – Hitlers Geschenke an seine Eliten” („Służyć i zarabiać – podarunki Hitlera dla elity”), z której wynika, że również artyści i pisarze otrzymywali od Hitlera stosy pieniędzy.
Ale to skorumpowani generałowie zaszokowali niemiecką opinię publiczną, zwłaszcza że niektórzy z nich, jak gen. Heinz Guderian, są wciąż uważani za bohaterów czy co najmniej za geniuszy taktyki wojskowej. Guderian był dowódcą oddziałów pancernych, jednym z twórców Blitzkriegu (błyskawicznego natarcia). Zasłynął z ataku na Ardeny w 1940 r.
Zaś w czerwcu 1941 r. poprowadził czołgi na ZSRR docierając aż do Tuły na południe od Moskwy. Po sporach taktycznych – jak prowadzić wojnę podczas ciężkiej zimy – został zwolniony z dowództwa w grudniu 1941 r. Grupie antyhitlerowskich konspiratorów wydawał się potencjalnym sojusznikiem. Kiedy jednak zwrócili się do Guderiana w lutym 1943 r. z propozycją spotkania „w celu przedyskutowania przyszłości”, generał ich zignorował. Dlaczego? I dlaczego po nieudanym spisku w 1944 r. gotów był zasiąść w specjalnym trybunale, który zdegradował zbuntowanych oficerów?