Archiwum Polityki

Niespieszna opowieść Norwega

Per Petterson, Kradnąc konie, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, s. 268

Większość tłumaczonej na świecie literatury to od dłuższego czasu powieści anglojęzyczne. Za to w USA tłumaczenia z innych języków stanowią zaledwie kilka procent rynku książki. Powieść norweskiego pisarza Pera Pettersona została jednak zauważona i bardzo dobrze przyjęta w Stanach Zjednoczonych, a także w Irlandii i Wielkiej Brytanii, gdzie znalazła się na listach bestsellerów. Powodem nie jest artystyczne nowatorstwo, język „Kradnąc konie” niczego nie przełamuje ani nie odkrywa, ale spełnia wymogi pięknej prozy, w której jest miejsce na opisy krajobrazów, wyszukane określenia, subtelne analizy stanów psychicznych i nawiązania do wielkiej literatury (zresztą angielskiej). Powieść ma wyraźnie zarysowanego bohatera, nie młodego, bo 67-letniego. Akcja z początku rysuje się bardzo blado: Trond przeżył wypadek, w którym zginęła jego żona, postanawia więc wycofać się z życia zawodowego, opuścić Oslo i osiąść samotnie w małym domku w lesie, a nawet ograniczyć do minimum kontakty z ludźmi. Nie podaje adresu córkom, nie zabiera telewizora, nie chce nawet mieć telefonu. Uważa, że do towarzystwa wystarczy mu pies i celebruje spacery z suką Lyrą nad jezioro. Nie chce jednak rozpamiętywać niedawnej tragedii, która dzięki świetnemu zdjęciu, zrobionemu przez przypadkowego fotoreportera, stała się pożywką dla mediów.

Nieoczekiwane spotkanie z sąsiadem, w którym Trond rozpoznaje znajomego sprzed pięćdziesięciu lat, sprawi, że bohater wróci pamięcią do dalszej przeszłości. Niewielkie migawkowe obrazki składają się na szkicowy zarys historii Norwegii podczas II wojny światowej: okupacja, konspiracja, nielegalne wędrówki przez granicę, znikanie ojca z domu.

Polityka 16.2008 (2650) z dnia 19.04.2008; Kultura; s. 60
Reklama