Mieszkańcy południowych dzielnic stolicy dobrze znają mrówki z Ekonu – ludzi ubranych w charakterystyczne seledynowe kamizelki. Zbierają wystawione przed drzwi mieszkań żółte torby z odpadkami przydatnymi do recyklingu.
Przedsiębiorstwo obsługuje ponad 60 tys. mieszkań, czyli ponad 180 tys. osób. Mieszkańcy są bardzo zadowoleni, bo cała operacja jest logicznie przemyślana i nie wymaga od nich specjalnej fatygi. Do żółtej torby przez tydzień wrzucają wszystko, co może być wtórne – od gazet, przez butelki, po baterie. W zamian za pełną torbę otrzymują nową na następny tydzień – czystą, zwiniętą w rulonik. I to wszystko. Za darmo, a przecież w innych dzielnicach nie dość, że surowce wtórne trzeba segregować, to za ich odbiór jeszcze słono się płaci.
Mrówki to osoby niepełnosprawne, dla których praca przy zbieraniu i segregowaniu okazała się jedynym możliwym sposobem zarobkowania. Jako pracodawca dla 900 osób Ekon jest błogosławieństwem dla warszawskich urzędów pracy i Instytutu Psychiatrii i Neurologii, który kieruje do niego swoich pacjentów. – W mojej ekipie są epileptycy, schizofrenicy, osoby upośledzone, cierpiące na depresję – wyjaśnia Mieczysław Piotrkowski, emerytowany magazynier, który dorabia w Ekonie, zarządzając 30-osobowem zespołem mrówek. Razem noszą worki – stolarz z lekarzem, ślusarz z artystą plastykiem, a pomaga im inżynier. Pieniądze są dla nich ważne, ale nie najważniejsze. Wspierają się. – Zamiast wegetować zamknięci w czterech ścianach, częściej wychodzą do ludzi, wypracowują u nas staż niezbędny do otrzymania renty – mówi szefowa Ekonu Elżbieta Gołębiewska. – Zwykle pracodawcy unikają ich jak ognia, bo wydajność chorujących psychiczne jest niższa o 80 proc. w stosunku do zdrowych pracowników.