To poród opóźniony i w ogromnych bólach, ale i tak trzeba się z niego cieszyć. Za dwa lata puste puszki i butelki mają wracać do sklepów zamiast zaśmiecać nasz kraj. Szkoda, że nie wszystkie.
Czy można zarabiać na produkcji rzeczy praktycznie niezniszczalnych, które nigdy nie trafią na wysypisko? Wielu próbuje, nielicznym się udaje.
Inteligentne kosze i pojemniki na odpady nie są wcale gadżetami. Pozwalają na rzadsze opróżnianie i poprawiają wskaźniki recyklingu, które są u nas wciąż zbyt niskie.
Unia Europejska chce zmniejszyć ilość wyrzucanych opakowań i upowszechnić pojemniki wielorazowe. Tymczasem Polska ma wciąż wyjątkowo archaiczne przepisy. Tracimy na nich miliardy i toniemy w śmieciowym absurdzie.
Sklepy nie chcą zbierać szklanych butelek, a producenci napojów żądają jednego operatora – czy w Polsce uda się w ogóle zbudować system kaucyjny?
Idzie nowe. Będziemy płacić kaucję za plastikowe i szklane butelki i za puszki. Ale wciąż nie wiemy, ile – 50 gr?, 1 zł? – ani w których sklepach oddamy puste opakowania. Unia ciśnie, rząd kręci.
To smutne, że toniemy w zużytym plastiku, a równocześnie nie potrafimy go selekcjonować i przetwarzać, więc surowce wtórne do recyklingu sprowadzamy z zagranicy.
Budują earthshipy – pasywne domy z odpadów, bo liczy się recykling i jak najmniejszy ślad węglowy. Według nich to przyszłość. Ale prawo budowlane za nimi nie nadąża.
Na początku lipca za tonę butelek odzyskanych z odpadów recyklerzy płacili 4,1 tys. zł. W grudniu 2019 r., na cztery miesiące przed pandemią, ta sama butelka kosztowała 1,9 tys. zł za tonę.
W Polsce wciąż brakuje skutecznych rozwiązań w walce z nadmiarem odpadów. Dlatego tak dużo zależy od codziennych decyzji podejmowanych przez konsumentów, czyli nas wszystkich.