Polacy na wszystkich igrzyskach – przed tymi w Pekinie – wywalczyli 259 miejsc medalowych (w stolicy ChRL dołożyli, przypomnijmy, dziesięć). Medali wszakże za sprawą zwycięstw piłkarzy, siatkarzy, sztafet lekkoatletycznych i drużyn szermierzy przywieźli prawie o setkę więcej. Niektóre, zamiast spoczywać w gablotach i sejfach, miały burzliwe dzieje i zaginęły bez śladu. Jak pierwszy złoty medal zdobyty przez Halinę Konopacką dla Polski w konkursie rzutu dyskiem w Amsterdamie w 1928 r.
We wrześniu 1939 r. pierwsza mistrzyni olimpijska, jako żona jednego z twórców i dowódców polskiego wywiadu oraz byłego ministra skarbu pułkownika Ignacego Matuszewskiego, pomagała mu w ewakuacji rezerw złota Narodowego Banku Polskiego. W konwoju 12 autobusów warszawskiej komunikacji miejskiej, wywożącym z kraju Skarb Państwa o wartości 10 mln ówczesnych dolarów, osobiście prowadziła jeden z pojazdów. Trasa wiodła przez Rumunię, Turcję i Liban oraz statkami przez morza Czarne i Śródziemne aż do Francji, gdzie rezydował polski rząd na uchodźstwie gen. Władysława Sikorskiego.
Po zakończeniu tej misji Konopacka przekradała się do Portugalii, aby stamtąd udać się do Stanów Zjednoczonych, ale w Hiszpanii została aresztowana. Zarekwirowano jej bagaż. W czasie tej tułaczki przepadł medal, który miała przy sobie, i już nigdy go nie odzyskała.
Inne zostały skradzione. Jak ten złoty Janusza Kusocińskiego z igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 1932 r.;
przez lata wisiał jako wotum na ołtarzu w kaplicy Baryczków na warszawskiej Starówce, ale zniknął w nocy z 16 na 17 września 1981 r. i do dziś się nie odnalazł. Przy okazji dodajmy, że w jasnogórskim klasztorze paulinów w Częstochowie jako wota znajdują się medale olimpijskie podarowane przez lekkoatletkę Marię Kwaśniewską-Maleszewską (brązowy za rzut oszczepem w Berlinie w 1936 r.