Archiwum Polityki

Chirurg po markizie

Nowy przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, belgijski chirurg dr Jacques Rogge (Belgowie wymawiają to nazwisko Rohé), ma inną, bardziej demokratyczną wizję ruchu olimpijskiego niż jego poprzednik markiz Juan Antonio Samaranch. Pytanie jednak, czy dr Rogge zdoła w ciągu swej 8-letniej kadencji przebudować skostniałą, pławiącą się w bogactwie, na wpół feudalną organizację pozostawioną przez markiza.

Trzeba jednak oddać markizowi co cesarskie. Samaranch sprawnie przeprowadził ruch olimpijski przez burzliwe 20 lat końca XX wieku, kiedy bojkoty polityczne olimpiad w 1980 r. w Moskwie i w 1984 r. w Los Angeles groziły długotrwałym rozłamem. Znalazł też wyjście z dramatycznej sytuacji finansowej, gdy o podejmowaniu się organizacji coraz droższych igrzysk decydowały polityczne, ściśle propagandowe względy. Stworzenie systemu sponsoringu, sprzedaż licencji transmisyjnych, doprowadziły do zbilansowania rachunków. To Samaranch wykreował igrzyska na największe medialne widowisko świata. Po inicjatorze wskrzeszenia igrzysk olimpijskich Pierze de Coubertinie oraz romantycznym idealiście z USA Averym Brundage’u, który niczym świętości strzegł zasad amatorstwa w sporcie, właśnie Samaranch odegrał największą rolę w historii nowoczesnych igrzysk olimpijskich. I teraz, po 21 latach panowania markiza na jego miejsce przychodzi belgijski lekarz i działacz sportowy – Rogge. Zupełnie inny człowiek.

Różni ich wszystko. Samaranch (81 lat) zaczynał swoją polityczną karierę we frankistowskiej falandze i kontynuował ją na dyrektorskim stanowisku w Opus Dei. Rogge (59 lat) został działaczem sportowym w atmosferze młodzieżowych buntów 1968 r., gdy powołano go do belgijskiego komitetu zawodników. Samaranch od początku swojej działalności celebrował swoją rolę, traktował prezesurę jako posadę i bez zahamowań wykorzystywał płynące z tego przywileje. Rogge natomiast po wybraniu go na przewodniczącego MKOl zapowiedział, że będzie swoje obowiązki sprawował społecznie, gdyż woli być wolontariuszem niż płatnym urzędnikiem. Przestanie też wykonywać swój zawód, na 8 lat przeniesie się do Lozanny, bo choć nie jest człowiekiem bogatym, to jednak na tyle zamożnym, że finansowo sobie poradzi.

Polityka 30.2001 (2308) z dnia 28.07.2001; Społeczeństwo; s. 81
Reklama