Archiwum Polityki

Socjalizm eksperymentalny

Machnęli ręką na zachodnie kariery i pojechali do Wenezueli wspierać rewolucję Hugo Chaveza.

Jest ich piątka. A właściwie siódemka, bo dwoje przyjezdnych prócz rewolucji znalazło w Wenezueli także miłość. Fernando z Hiszpanii, Sara i Emily z Francji, Are z Norwegii i Ewa Sapieżyńska z Bełchatowa. Jest jeszcze dwoje Wenezuelczyków – Betty, od kilku miesięcy żona Fernanda, i Elvis, narzeczony Sary. W Caracas grupka zapalonych idealistów z Europy założyła coś w rodzaju think tanku pracującego dla prezydenta. Hugo Chavez chce zbudować socjalizm XXI w. A oni wierzą, że mu w tym pomogą.

Jak wyjdą z roboty o 23.00, to znaczy, że jest luz. Częściej kończą po północy, a jak trzeba, nad ranem. Gdy wpadają w taki maraton, muszą się zmieniać: jedni harują, drudzy polegują na podłodze małego pokoiku na trzecim piętrze pałacu prezydenckiego Miraflores w centrum Caracas. Potem zmiana. Nie ma lekko, rewolucja wymaga poświęceń. Tu faks, tam telefon, narada, a jeszcze trzeba napisać konspekt przemówienia dla Szefa i zrobić trzecią tego dnia prasówkę. Czas na dłuższe rozmowy mają zwykle po północy. Wtedy mogą opowiedzieć o rewolucji. O tym, co ich tu przygnało. I że inny świat jest możliwy.

Fernando

Od razu widać, że to on jest w tej paczce bossem – chyba przez mowę ciała i po tym, że reszta baczy na jego słowo. 28 lat, z zawodu papuga. Fernando mógł zostać prawnikiem w dużej korporacji w Hiszpanii lub Norwegii, gdzie jakiś czas studiował. Machnął na to ręką i przyjechał do Caracas, bo – jak mówi – tu się dzieje coś naprawdę ważnego. Dwa lata temu Fernando Casado zatrudnił się na Uniwersytecie Boliwariańskim. To jedna z uczelni, które stworzył Chavez, aby dać szanse nauki biednym. Fernando uczy tam o prawach człowieka i konstytucjach na świecie. Tam poznał córkę prezydenta Marię Gabrielę.

Lato 2006.

Polityka 24.2008 (2658) z dnia 14.06.2008; Świat; s. 54
Reklama