Archiwum Polityki

A to byli spekulanci

Ropa naftowa, nazywana pompatycznie czarnym złotem, nagle straciła swój blask. Jak kiedyś drożała, tak teraz tanieje. Oby tak dalej.
Polityka

Tak tanio nie było od 2006 r. Ropa kosztuje już mniej niż 60 dol. za baryłkę. Powoli na nowo przyzwyczajamy się do dwucyfrowych cen. A przecież całkiem niedawno, bo tego lata, baryłka kosztowała prawie 150 dol. Wielu ekspertów przekonywało wówczas, że to dopiero początek, bo za chwilę będziemy płacić 200 dol., a kto wie, czy nie 250. Wyglądało, jakby ktoś metaforę o czarnym złocie potraktował całkiem serio. Dziś wszystko się odwróciło: pojawiają się opinie, że spadek cen poniżej 50 dol. jest kwestią czasu. Złoto z baryłki zostało zeskrobane. Kto to zrobił?

Każdy wzrost czy spadek cen ropy analitycy rynku potrafią racjonalnie objaśnić. Mówią wówczas o rosnących lub malejących zapasach w USA, decyzjach kartelu OPEC, o huraganach w Zatoce Meksykańskiej czy niepokojach w Nigerii. Tak i teraz znalazło się wytłumaczenie, dla którego cena spadła do 55 dol. za baryłkę: bo Międzynarodowa Agencja Energii obniżyła prognozę popytu na ropę w 2009 r. Globalny kryzys spowoduje zmniejszenie zapotrzebowania na paliwa, oceniają eksperci MAE. Być może nawet czeka nas w przyszłym roku naftowa recesja – światowa konsumpcja będzie mniejsza niż tegoroczna.

Tak naprawdę jednak ceny ropy już dawno oderwały się od racjonalnych korzeni. Wprawdzie zawsze można znaleźć jakieś wydarzenie, które da się powiązać ze skokami cen, ale w rzeczywistości wszystkim rządzą wielkie emocje i jeszcze większe pieniądze. Jak bowiem wytłumaczyć, że w chwili, gdy kartel naftowy OPEC obniża wydobycie o 1,5 mln baryłek dziennie, rynek reaguje na to spadkiem notowań? Przecież to nielogiczne.

– Rynek ropy nie jest już tradycyjnym rynkiem towarowym, stał się areną spekulacji. Szczęśliwie ostatnio inwestorzy finansowi wystraszyli się recesji.

Polityka 47.2008 (2681) z dnia 22.11.2008; Rynek; s. 48
Reklama