Jak nie masz, to siemasz
Biznesmeni w polskich więzieniach. Jak nie masz, to siemasz
– Tak samo jak w całej Polsce, w więzieniu nie ma klasy średniej – mówi Cezary, recydywista z zakładu karnego w Nowym Wiśniczu. – Albo jesteś bardzo bogaty, albo bardzo biedny. Cezary za bogatego się nie uważa, ale dostaje paczki od mamy i byłej żony zza granicy, a inni to widzą. Upatrzył sobie kilku biedaków, odpala im coś z dostaw zaskarbiając sobie wdzięczność. Na przykład daje papierosy takim, co chodzą z głową nisko w poszukiwaniu petów, bo nie dostają żadnej pomocy zza muru.
Cezary wyjdzie na wolność w 2016 r. Na początku lat 90. odsiedział 5 lat w austriackim kryminale, gdzie nie było podziału na frajerów i grypsujących jak w polskim. Liczyła się narodowość i pełna kieszeń. Kiedy przenieśli go do więzienia w Nowym Wiśniczu, zobaczył w celach telewizory, wieże stereo i gry komputerowe – dawniej rzecz nie do pomyślenia. Kiedyś telewizor w zakładzie karnym był jeden, stał w świetlicy. Teraz nie ma świetlic, a telewizory prywatne grają w każdej celi. W niektórych kryminałach skazani mają kablówkę. Najbardziej lubią oglądać sport, filmy sensacyjne, wiadomości i gołe baby.
Paru bogatych więźniów za pomocą paczek, zakupów w kantynie i świadczenia pożyczek ustawiało świat wokół siebie. Grypsujący, kiedyś jedyna elita, przyglądali się temu, ale nie tępili.
Koniec kostki
Na początku lat 90. oficjalnie ogłoszono koniec represyjnego drylu w polskich więzieniach. Od tej pory skazany nie musiał już na przykład karnie prezentować każdego ranka pościeli złożonej w kostkę z ostrym kantem. – Wraz ze zmianą rygoru, grypsujący stopniowo przestawali mieć wrogów – mówi Andrzej Wojtaniec, zastępca dyrektora aresztu śledczego w Piotrkowie Trybunalskim. – Nie można już było uważać za wroga wychowawcy, który czasem pomagał nawet pisać podanie do prawnika.