[tekst odpublikowany - Joanna Chmielecka, 27 lipca 2010] Jak się rozejść z adwokatem
Hanna Carey trafiła do mecenasa Marcina Mamińskiego, ponieważ zamierzała rozwieść się z mężem. Rozwód zapowiadał się atrakcyjnie, jako że mąż pani Carey jest bardzo zamożnym amerykańskim biznesmenem. Fakt ten nie uszedł uwagi adwokata, który licząc na zasobność klientki za samo przeprowadzenie sprawy rozwodowej zażądał 20 tys. zł, czyli cztery razy więcej niż przeciętnie kosztuje to u stołecznych adwokatów. Rozwodowi miał towarzyszyć sądowy podział majątku małżonków. Tu mecenas Mamiński wykazał się prawdziwą głową do interesu. W spisanej z klientką umowie zagwarantował sobie 15 proc. od uzyskanej dla niej kwoty, o ile ta przekroczy pół miliona dolarów. Gdyby zaś uzyskana kwota nie przekroczyła 500 tys. dol., mecenas otrzymać miał 5 proc.
Te 500 tys. dol. pan Carey zobowiązał się już wcześniej dobrowolnie wypłacić żonie tytułem podziału wspólnego majątku. Niezależnie od tego zgodził się przez pięć lat, licząc od chwili orzeczenia rozwodu, wypłacać niepracującej dotąd żonie alimenty w wysokości 2 tys. dol. miesięcznie plus 1 tys. dol. alimentów na córkę. Zarazem państwo Carey postanowili, że z myślą o ratowaniu rozpadającego się małżeństwa podejmą terapię rodzinną u psychologa.
Lipna pożyczka
Mimo to postępowanie rozwodowe rozpoczęło się i mecenas podjął działania, które jego zdaniem miały doprowadzić do najbardziej opłacalnego dla Hanny Carey podziału majątku. Przede wszystkim zwrócił się do biura maklerskiego w USA o pomoc w ustaleniu wartości portfeli inwestycyjnych pana Careya. Posunięcie to nie powiodło się, bo żadne biuro maklerskie na świecie nie udzieli takich informacji. Adwokat nakłonił też panią Carey do zamieszczenia w „Rzeczpospolitej” ogłoszenia, że nie wyraża ona zgody na sprzedaż przez małżonka składników wspólnego majątku.