Archiwum Polityki

Zróbcie coś

Forum w Davos miało pokazać, że elity polityczno-finansowe panują nad kryzysem. Ale spod debat przebijał raczej strach polityków i bezradność ekonomistów.

Główną sensacją 39 Światowego Forum Ekonomicznego była lista nieobecnych. Największy pomór dotknął bankierów inwestycyjnych z Wall Street, w przeszłości głównych sponsorów imprezy. Większość nie przyjechała, bo ich banki przestały istnieć, pozostali nie chcieli narażać się na zarzut, że trwonią państwową pomoc na pięciogwiazdkowe hotele i wykwintne kolacje u stóp Alp. Ostatnim, który odwołał przyjazd, był prezes banku Merrill Lynch John Thain, wyrzucony z pracy na tydzień przed Forum, gdy wyszło na jaw, że zamówił do gabinetu dywan za 85 tys. dol. Tyle samo kosztowało najtańsze zaproszenie biznesowe do Davos.

Zamiast bankierów pierwsze skrzypce grali w tym roku politycy, bo to oni rozdają dziś karty w gospodarce. Ale ci najważniejsi byli zbyt zajęci, by zjeżdżać do Davos. Barack Obama przepychał przez Kongres pakiet pobudzania koniunktury, nowy sekretarz skarbu USA Timothy Geithner dopinał kompleksowy plan ratowania banków, który ma być ogłoszony w tym tygodniu. Angela Merkel i Gordon Brown przyjechali trzeciego dnia obrad, a Nicolas Sarkozy nie przyjechał wcale, zajęty największymi od 20 lat protestami społecznymi we Francji.

W rezultacie światowy zjazd neoliberałów otwierał Władimir Putin, a gwiazdą pierwszego dnia obrad był premier Chin Wen Jiabao. 2,5 tys. uczestników o mało nie spadło z krzeseł, gdy Putin ogłosił się obrońcą wolnego rynku, a Wen zapowiedział rychły koniec recesji. Ale optymizm i apele o wolność gospodarczą nie były w tym roku w modzie. Wśród ekonomistów gwiazdą był Nouriel Roubini (POLITYKA 1), który przewidział obecny kryzys i słynie z pesymistycznych prognoz gospodarczych. „Reszta powoli mnie dogania, ale wciąż są z tyłu.

Polityka 6.2009 (2691) z dnia 07.02.2009; Świat; s. 86
Reklama