Archiwum Polityki

Z baru wzięte

Przy kuflu piwa, w luźnej atmosferze internauci dzielą się swoimi doświadczeniami, które mogą zmienić polską rzeczywistość. Na takich spotkaniach coraz częściej pojawiają się też inwestorzy poszukujący pomysłów na dobry interes.

Zwykle zaczyna się w Internecie, na forum poświęconym programowaniu, liście dyskusyjnej czy na innym społecznościowym portalu. W końcu ktoś proponuje spotkanie. Załatwia małą salę w firmie lub zamawia stolik w knajpie licząc, że przyjdzie pięć osób, które przy kuflu piwa porozmawiają o przyszłości światowej sieci. Pojawia się ich kilka razy więcej: siedzą na ziemi, schodach, stoją w drzwiach. Entuzjazm w powietrzu można ciąć nożem. Bo ludzie chcą robić nowe rzeczy, poznawać innych z branży, dzielić się problemami i przede wszystkim nauczyć się, jak zarobić na tym całym Internecie pieniądze. Bo ani szkoła, ani uczelnia ich tego nie nauczyły. I tak się tworzy barcamp.

Zaczęło się w Kalifornii w 2005 r. Idea była prosta: miało to być nieformalne, otwarte, interaktywne spotkanie ludzi związanych z branżą internetową. Celem była integracja środowiska, wymiana doświadczeń, pomysłów oraz, a może przede wszystkim, dobra zabawa. Wszystko na fali entuzjazmu związanego z rozwojem oprogramowania open source, takiego jak edytor tekstu Open Word czy system operacyjny Linux.

Zorganizowanie pierwszego barcampu zajęło tydzień. Przyszło 200 osób.

Pomysł okazał się bardzo chwytliwy i w niespełna trzy lata rozprzestrzenił się po świecie. Podobne imprezy organizuje się w Indiach, Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Australii. W Polsce pierwszy był Grill IT we Wrocławiu (www.grillit.pl). Potem pojawił się Bootstrap w Warszawie (www.bootstrap.pl), Barcamp w Poznaniu (www.barcamp.pl), Spodek 2.0 z Katowic (www.spodek20.pl) i jeszcze kilka innych.

Spotkania odbywają się zwykle raz w miesiącu w weekend. – Przychodzą na nie ludzie związani, czasami bardzo luźno, z branżą, poszukujący wyzwań intelektualnych albo biznesowych. Tacy, których nudzi praca, i tacy, którzy chcieliby robić więcej, bo wiedzą, że czas, kiedy mogą pracować na sto procent, wcale nie jest taki długi i jeśli go nie wykorzystają, to będą przedmiotem zdarzeń, a nie ich kreatorem – mówi Daniel Owsiański, jeden z organizatorów warszawskiego Bootstrapa.

Polityka 7.2009 (2692) z dnia 14.02.2009; Ludzie i obyczaje; s. 78
Reklama