Biskup Ryan grzmiał z ambony – „musimy się modlić, jesteśmy złączeni wspólnym losem”. Los wiernych w mieście nierozerwalnie wiąże się z istnieniem trzech zagrożonych bankructwem koncernów samochodowych. Dlatego wszyscy pokornie prosili Boga o pożyczkę rządową na ratowanie firm. Modlitwy zostały wysłuchane i Kongres pożyczkę przyznał. Czy wystarczy na przetrwanie Wielkiej Trójki?
Dave Bradley był inżynierem w dziale zaopatrzenia General Motors (GM). W październiku dostał wymówienie. Zwolniono wtedy 5 tys. ludzi, przeważnie niezrzeszonych w związkach, jak Dave. W ciągu ostatnich sześciu lat Dave tracił pracę trzykrotnie. Dziś General Motors produkuje większość części w Chinach i Indiach, w zeszłym roku, gdy ceny benzyny wystrzeliły w górę, ograniczył produkcję najlepiej sprzedających się półciężarówek i suwów, bo ludzie przestali je kupować. – Kiedyś zatrudnienie w GM było dożywotnie, ale już nie te czasy. Mój dyplom też już nie wystarcza – mówi.
Dave jest na zasiłku 1448 dol. miesięcznie, co nie starcza na spłatę kredytu na dom – bank nie zgodził się na refinansowanie – i alimenty dla rozwiedzionej żony. Dorabia jako złota rączka. Zasiłek skończy się za dwa miesiące. Codziennie spędza godziny na szukaniu pracy. Takich jak on są w Detroit dziesiątki tysięcy. Wojtek Długoszewski przyjechał z Polski w 1994 r. – w Detroit nie brak Polaków – i już po roku znalazł pracę w Fordzie w swoim zawodzie inżyniera. Na początku na kontrakcie, od 2001 r. na stałe. Pięć lat później, na fali przenoszenia fabryk do Meksyku, Ford zwolnił ponad 4 tys. inżynierów, w tym Wojtka. – Zwolnili nawet syna głównego inżyniera Forda Mustanga – mówi. Nie miał więc żadnych szans.
Przeszedł na utrzymanie żony Małgorzaty, technika-projektanta, która na szczęście zachowała pracę.