Cała Polska widziała wyniki takiego śledztwa na ekranach telewizorów w piątkowy wieczór 31 sierpnia: oznaczająca człowieka kropka jechała przez Warszawę na spotkanie z innym człowiekiem-kropką. Trasa przejazdu była bardzo dokładna. Z technicznego punktu widzenia trasę kreślił telefon w kieszeni śledzonego, przejmowany kolejno przez anteny umieszczone na dachach mijanych domów. Dalsza część zorganizowanego przez prokuraturę pokazu prezentowała czułość elektronicznych systemów podsłuchu – publiczność usłyszała fragmenty prywatnych rozmów.
Chodziło o byłego ministra, byłego prezesa i znanego biznesmena, ale w ten sposób właściwie każdy może zebrać informacje o każdym – wystarczy nadążać za technicznymi nowinkami w tej dziedzinie. Na rynku trwa ciągła wojna. W odpowiedzi na nowy system inwigilujący natychmiast wymyśla się inny, mający go zwalczać. Elektronicy i informatycy zwą to zasadą rakieta–antyrakieta.
Cicha wojna o prywatność toczy się także w dziedzinach tak dalekich od delikatnej technologii jak budownictwo. Polscy deweloperzy przyznają, że zdarzają się zlecenia od firm na „pomieszczenia bezpieczne”, podsłuchoodporne. Zwykle instaluje się siatkę z drutów miedzianych w ścianach. Kilka dni temu jedna z łódzkich restauracji reklamowała się hasłem „U nas podsłuchów nie ma” – właściciel mówił, że zależy mu na poczuciu komfortu klientów, dlatego lokal jest codziennie sprawdzany. Fachowców od inwigilacji takie rozwiązania śmieszą.
– Nie ma skutecznego sposobu, można tylko zawężać możliwości podsłuchiwania – mówi Piotr Cieśliński, właściciel firmy Elektronik System, sprzedającej urządzenia do podsłuchiwania komórek.