Krystyna Lubelska: – Niedawno wiele kontrowersji wzbudziła nadawana w telewizji reklama, której hasło brzmiało: „Stop wariatom drogowym”. Czy razi panią takie sformułowanie?
Joanna Meder: – Byłam jedną z pierwszych osób, które zaprotestowały przeciwko tej reklamie. Nie chodziło tylko o słowo wariat, ale przede wszystkim o kontekst filmowy. Człowiek występujący w tym spocie ma twarz wykrzywioną koszmarnym grymasem, rozpłaszczoną na szybie auta. Do tego jest przypięty pasami psychiatrycznymi. No i jeszcze to nieszczęsne określenie: wariat. Jestem psychiatrą od lat, w swojej praktyce nigdy nie spotkałam tak wyglądających osób, ale w odczuciu społecznym osoby cierpiące na zburzenia psychiczne tak właśnie dziwacznie się prezentują.
Czyli chodzi nie o słowa, ale o podbijanie stereotypu.
Utrwalaniu stereotypu służą też słowa, więc nie można ich lekceważyć. Powszechnie mówi się – to paranoja, gdy ktoś zachowuje się bez sensu, albo o schizofrenicznej postawie, kiedy podejmuje dwuznaczną decyzję, czy o autyzmie, gdy ma kłopot z nawiązaniem stosunków towarzyskich. W języku potocznym pojęcia z zakresu psychiatrii są używane zawsze jako określenia pejoratywne. Wariat, schizol, psychol, maniak, furiat – to są wręcz wyrazy obraźliwe, a przecież jednoznacznie kojarzące się z psychiatrią. Kiedy ktoś choruje na cukrzycę, nie mówimy o nim: ty cukrzyku. Traktujemy jego chorobę z należnym szacunkiem.
Osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne, a także ich rodziny, najczęściej, na ile się da, ukrywają przed otoczeniem fakt choroby. Czy sądzi pani, że dzieje się tak również z powodu owego nieprzyjaznego języka?
Słowa, jak wiadomo, potrafią boleśnie uderzać i ranić.