Archiwum Polityki

Szach i pat

W Kijowie znów namioty i flagi. Wciąż próbujemy zrozumieć, co się tam dzieje, porównując to z pomarańczową rewolucją. Nie zauważamy, jak bardzo zmieniła się Ukraina przez te dwa lata.

Prezydent Wiktor Juszczenko nie jest politykiem twardym ani zdecydowanym, złośliwi nazywają go wiecznym Hamletem, bo wszelkie ważne decyzje sprawiają mu trudność. Dziś najważniejsze pozostaje pytanie, czy Juszczenko wytrwa przy swej decyzji, to znaczy nie cofnie dekretu o rozwiązaniu Rady Najwyższej i rozpisaniu nowych wyborów parlamentarnych. Decyzję o rozwiązaniu parlamentu mógł podjąć przecież dużo wcześniej, nie narażając się na zarzut naruszenia konstytucji, bo parlament na co dzień aż się o to prosił: głosowano bez żenady na cztery, a nawet na sześć rąk, przekupywano posłów, by zmieniali frakcje, choć to niezgodne z konstytucją i prawem w ogóle. Juszczenko nie reagował.

Aż do chwili, kiedy ławy opozycji opuścił Anatolij Kinach, były sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i premier, lider partii przemysłowców, wraz z grupą posłów, którzy dołączyli do koalicji niebieskich: Partii Regionów Wiktora Janukowycza, socjalistów Ołeksandra Moroza i komunistów Petro Symonienki. Do momentu, gdy niebiescy zaczęli głośno mówić, że dzięki przekupstwu zyskają parlamentarną większość, a wtedy będą mogli przegłosować wszystko, co zechcą, także odwołanie Juszczenki z funkcji, a nawet likwidację urzędu prezydenta. Perspektywa utraty fotela zmobilizowała Juszczenkę. Wykonał gwałtowny ruch, nie licząc się z konsekwencjami. To było zaskoczenie, także dla Janukowycza, który nie spodziewał się po prezydencie stanowczości, krok po kroku osłabiał jego władzę i jeśli nawet nie chciał go pozbawić funkcji, to zamierzał uczynić marionetką, miłą, bo chętnie goszczoną na zachodnich salonach.

Wygląda jednak na to, że Juszczenko od kilkunastu dni przygotowywał się na taką ewentualność, zaczął nawet wydawać prezydencki dziennik urzędowy, w którym teraz mógł ogłosić dekret i tym samym sprawić, że wszedł on w życie nazajutrz po podpisaniu.

Polityka 15.2007 (2600) z dnia 14.04.2007; Temat tygodnia; s. 22
Reklama