Książę Bandar, syn ministra obrony Sultana ibn Abdul Aziz Al-Sauda i niepiśmiennej 16-letniej niewolnicy Kizarran (niewolnictwo zniesiono w Arabii Saudyjskiej dopiero w 1962 r.), został wezwany przed oblicze króla Abdullaha. Treści rozmowy nigdy nie opublikowano. Wiadomo tylko, że zrodzonemu z przypadkowego związku Bandarowi ibn Sultanowi, który dopiero po wielu latach wyczekiwania uznany został za pełnoprawnego członka rządzącej dynastii, powierzono nową misję dyplomatyczną. W porozumieniu z Białym Domem Arabia Saudyjska ma stać się wiodącym graczem politycznym na wszystkich boiskach bliskowschodnich. 58-letniemu księciu, stałemu bywalcowi domów Reagana, Cartera, Busha, Clintona, a także Thatcher i Blaira, wręczono wszystkie karty tej skomplikowanej gry.
Pierwsze rozdanie: pogodzić Palestyńczyków.
Na spotkaniu w świętym mieście Mekce zażarci przeciwnicy, Ismail Hanija, lider szyickiego Hamasu, i Mahmud Abbas, prezydent Autonomii Palestyńskiej oraz szef Fatahu, podali sobie ręce. Nawet jeśli obaj umyli je potem ze wstrętem, cel osiągnięto: wojna domowa w Gazie została zażegnana, koalicyjny rząd palestyński stał się faktem. Irański prezydent Mahmud Ahmadinedżad, pompujący miliony dolarów w uzbrojenie islamskich rebeliantów, został wyłączony z gry. Nowy rząd oświadczył, iż będzie dążył do zawieszenia broni. Nie jest to równoznaczne z uznaniem państwa żydowskiego, ale stanowi mały krok do przodu.
Książę Bandar ibn Sultan raz jeszcze udowodnił, że zasługuje na zaufanie swoich mocodawców.
Drugie rozdanie: 28 i 29 marca na szczycie arabskim w Rijadzie, w którym udział wzięli przywódcy 22 krajów muzułmańskich. Dwór saudyjski przedstawił swoją wizję pokoju na Bliskim Wschodzie: w zamian za wycofanie się Izraela do granic sprzed wojny sześciodniowej (1967 r.