Archiwum Polityki

Słońce w tunelu

Genialna muzyka do niezrozumiałego libretta: tak odbierano zawsze „Króla Rogera” Szymanowskiego. Interpretacja Mariusza Trelińskiego w Operze Wrocławskiej całkiem tę perspektywę zmienia.

Jestem już w innym miejscu i inaczej widzę ten utwór – mówi reżyser, który w 2000 r. wystawił „Rogera” w Operze Narodowej. Tamta realizacja była wizjonerska, symboliczna, równie zagadkowa jak libretto, a nawet bardziej, ponieważ Treliński nałożył na nie własną baśń. Tajemnicza biała postać Pasterza jako Jungowska figura cienia (tak ją tłumaczył sam reżyser), odważnie wykorzystana ogromna przestrzeń sceniczna, finał z migającymi słupami cyfr jak w „Matriksie” – wszystko to sprawiło, że spektakl zyskał rozgłos, choć w kilka lat od premiery miał niewysoką frekwencję; prawdopodobnie był za trudny dla przeciętnego widza.

Wrocławska realizacja jest przeciwieństwem warszawskiej (choć również jest świetnie poprowadzona muzycznie przez Ewę Michnik) i zapewne będzie odbierana łatwiej, choć bynajmniej nie dlatego, że Treliński daje tu interpretację jednoznaczną i prostą – przeciwnie, już po pierwszych recenzjach widać, że każdy może dostrzec w tym spektaklu coś innego. Historia tu opowiedziana odwraca się od baśniowości znanej z poprzednich, także bardziej tradycyjnych wystawień, od sycylijskich krajobrazów (gdzie rozgrywa się oryginalna akcja) i od średniowiecza. Jest współczesna, skierowana na ludzką psychikę, a przy tym zaskakująco bliska słowom libretta Iwaszkiewicza i Szymanowskiego, choć trudno zgadnąć, co autorzy powiedzieliby na tę interpretację.

Akt pierwszy.

W oryginale – katedra bizantyjska jak w sycylijskim Monreale, z dominującą ikoną Chrystusa Pantokratora. Tu – zimne wnętrze współczesnej świątyni, z szarymi krzesłami konferencyjnymi zamiast kościelnych ław, bez cienia sacrum. Wewnątrz wierni ubrani na czarno, zakonnice oraz kościelni dostojnicy w biało-czerwonych szatach. Roger i jego żona Roksana także są w czerni.

Polityka 15.2007 (2600) z dnia 14.04.2007; Kultura; s. 76
Reklama